DESZCZOWE HUE-CENTRALNY WIETNAM
Czwartego dnia podczas naszego
pobytu w Wietnamie pojechaliśmy do jego
dawnej, antycznej stolicy_- Hue. Pierwotnie nie mieliśmy tego miasta w planie
ze względu na jego położenie, czyli oddalanie się od Da Nang i południa ,które
było przecież naszym głównym celem. Jednak nie do pomyślenia było, aby być tak
blisko i nie widzieć Cytadeli ze starym miastem, które zresztą pomagał
odbudować po wojnie Polak Kazimierz Kwiatkowki. Nie pisałem , że popularny
>Kazik< „uratował“ także Hoi An.
Podczas wojny wietnamskiej
miasto zostalo całkowicie zniszczone, a komuniści zabili prawie 5tyś osób.
Jako opcję transportu po raz pierwszy
wybraliśmy pociąg, sugerując się opisami na innych blogach oraz w przewodniku
Lonely Planet. Trasa, jak piszą, jest bardzo malownicza, z pięknymi
widokami na klify, nabrzeże i góry. Można ją również pokonać np. na motorach
jak Jeremy Clarkson i jego ekipa w jednym z odcinków Top Gear. Szkoda
tylko, że wybraliśmy tę najpiękniejszą z możliwych tras w Wietnamie, akurat
wtedy, kiedy pogoda sie zepsuła L
w pociągu nie wiem jakiej klasy
Zamówiony poprzedniego dnia
kierowca był wyjątkowo wcześniej. Oczywiście nie byliśmy do tego
przyzwyczajeni, gdyż zawsze czekaliśmy na transport tak długo, że zaczynaliśmy
już wątpić, czy w ogóle kiedykolwiek się pojawi... Po około 30 min jazdy
dojechaliśmy na dworzec w Da Nang. Po drodze przeszła nas nawet myśl,
żeby zatrzymać się przy Marble Mountains chociaż na kwadrans (co mogliśmy, a
czego nie zrobiliśmy, ale o tym później).
dworzec w Da Nang
Przed wejściem na dworzec zrobiliśmy
jeszcze pamiątkowe zdjęcie, a po drugiej stronie ulicy, na przeciwko dworca
kupiliśmy banh my na potem. Kiedy na dworcu pokazałem pani w mundurze bilet machnęła
tylko ręką na ławkę mówiąc „wait“. Jeszcze nie wiedzieliśmy , że ten gest
będzie nam powtarzany kilka razy. Poszliśmy więc do jednego z kliku
sklepików mieszczących się na dworcu i dokupiliśmy prowiantu na drogę, tzn.
słodyczy. W budynku tego małego dworca złapiemy
nawet wifi, jednak po toalecie nie spodziewajcie się cudów. Jak to na dworcach...
Mieliśmy około godziny do
odjazdu. Turystów czyli „białych“ przybywało i ubywało. Większość słyszała to
samo-wait.
Nasz pociąg zgodnie z planem miał odjechać o 12:05. Do Hue mieliśmy dotrzeć na 16-16:30. Są oczywiście
pociągi jadące 2,5-3h, ale nie jadą przez malowniczą przełęcz Hai Van Pass.
Dystans dzielący Da Nang i Hue to ok 100km.
cargo skuterów przy dworcu
Jeszcze parę razy
usłyszeliśmy od pani mundurze „nie wy, czekać“ . Kolejnym komunikatem było -
opóźniony „fiftiyjn“ – świetnie. W zasadzie nie wiedzieliśmy czy nasz pociąg
jest opóźniony 15 czy 50minut, ale zdawało się nam, że na tyle razy ile
pokazywaliśmy bilet ta pani już pamięta gdzie jedziemy i nas poznaje. Ze
względu na to, że poczekalnia jest
naprawdę mała, drzwi na perony otwierają się dopiero kiedy dany pociąg
przyjedzie. Wtedy dopiero panie w mundurach pozwalają pasażerom wyjść z poczekalni i udać się do oczekującego na odjazd pociągu.
Wychodzi na to, że bilety można najtaniej kupić na samym dworcu, a nie rozumiąc wietnamskiego pomoże nam w tym elektroniczna sprzedaż z rozkładem w języku angielskim na urządzeniach stojących w hali dworca.
tutaj możecie kupić bilety na dworcu-będzie najtaniej
Po około godzinie spóźnienia
po raz kolejny pokazaliśmy pani bilet, a ona nagle doniosłym głosem krzyknęła „go go“.
Nasz pociąg nie różnił się
bardzo od tych starych wagonów jak u nas w Pl. W środku dywan i klimatyzacja.
Jakoś dojedziemy-najważniejsze widoki ,co nie? Szkoda tylko, że różnił się od
innych pociągów, które przyjeżdżały- niestety na gorsze. Do tamtych lepszych
wszyscy turyści wsiadali i co najważniejsze odjeżdżali!
My spędziliśmy kolejne 45min
w pociągu, który stał i stał, a w którym było razem z nami całe 7osób!
Proponowano nam nawet zmianę miejsca na kuszetki, ale podziękowałem. Obsługa
chodziła po pociągu w tę i z powrotem, później biegała, a my dalej staliśmy na
stacji. W końcu ok 14 pociąg ruszył... Dodam, że jedzie ok 5h, a my dojedziemy dopiero na wieczór, tracąc cały dzień...
wszyscy podróżni z całego pociągu
takie widoki za oknem podczas podróży pociągiem
Trasa może i jest malownicza,
ale jak już pisałem mocno padało, co zresztą widać na zdjęciach. Do tego wszystkiego
pociąg jechał z zawrotną prędkością 30km/h i miał 2 postoje, z czego
jeden na 30min pośrodku niczego.
Mimo to samej jazdy wyszło nieco
ponad 3h i w Hue byliśmy o ile dobrze
pamiętam po 18.
Musieliśmy coś zjeść. Na
szczęście blisko dworca miałem zaznaczoną ciekawą knajpę, znowu z czymś innym, najważniejsze że ze specjałem z Hue.
Nie reagując na taksówkarzy
twardo ruszyliśmy w kierunku jedzenia. Przecież 400m to niedaleko. Chyba
zapomnieliśmy, że pada, a my mamy plecaki z ubraniami, aparatem, kamerą
itd. Chwila namysłu, powrót i bierzemy taxi. Bez sensu byłoby iść, aby woda
chlupała nam w butach. Taksówkarz wiedział gdzie ma nas zawieźć, ale gdy
wysiadaliśmy chyba nie był zadowolony gdy na taksometrze wyszło jedyne 5tys vnd
=1zł.
Rekonesans na ulicy, która to
knajpa i już siedzieliśmy przy stole, przy „zupce“ w Quan Thai Phu na 2 D Dien
Bien Phu. Zjedliśmy Bun thit nuong czyli grillowaną wieprzowinę
z makaronem vermicelli, koszem świeżych ziół-a jakże- i ze specjalnym
sosem z orzeszków ziemnych. Zapłaciliśmy jakieś 50tys vnd =2,5$ za 2 dania
. Teraz trzeba było złapać taksówkę do hotelu.
Bun Thit Nuong
a tak wyglądało zaplecze-kuchnia
Pamiętajcie, żeby łapać te
najmniejsze, najlepiej zielone taksówki. Mają najniższe stawki. Czasem przez to
czekaliśmy trochę dłużej, ale za to zaoszczędzaliśmy kilka vnd.
W końcu dotarliśmy do Than
Thien- Freindly Hotel. Mieścił się można
powiedzieć w centrum i tym razem był to hotel=hotel co oznaczało bufet na
śniadanie:) Jego obsługa jest bardzo miła i pomocna, a sam hotel naprawdę w
rozsądnej cenie.
Od razu przy zameldowaniu oddaliśmy
pierwsze pranie i wieczorową porą ruszyliśmy w miasto . Najpierw jednak trzeba
było kupić peleryny:)
Po ciężkich negocjacjach ja
wziąłem najtańszą „folie“ za 1$ , a żona miała modną różowiutką pelerynkę, a
raczej palto za 3$. Później się okazało, że palto jest wygodniejsze. Nadaje się
nawet na skuter:) a co najważniejsze w kapturze jest daszek, zupełnie jak w
bejsbolówce, przez co krople deszczu nie moczą nam w ogóle twarzy.
Riksiarz i Hue nocą
Mijając jedną z agencji
turystycznych postanowiliśmy wejść i zobaczyć plan wycieczek one day Hue tour
oraz zapoznać się z cenami.
Wiedziałem, że mamy 1,5-2dni
na dawną stolicę Wietnamu , a atrakcje czyt. grobowce, pagody i przede
wszystkim Cytadela ze starym miastem są porozrzucane po całym mieście i
odległości do zwiedzania na własną rękę taksówką będą bardzo kosztowne. Skuter
przecież nie wchodził w grę bo miało padać cały weekend.
Spytaliśmy też o ceny
autobusów do Da Nang, a potem poszliśmy jeszcze do Sinh Cafe.
Biuro Sinh Cafe-stąd odjeżdża bus do Da Nang,Hoi An i dalej
W Sinh Cafe wycieczki były
drogie, ale autobus tańszy, więc kupiliśmy autobus na niedzielę, na godzinę 13.
Koszt 5$ od osoby i miał jechać bezpośrednio do Da Nang 2,5h.
Następnie wróciliśmy do
pierwszego z biur i kupiliśmy
wycieczkę. Zdecydowaliśmy się na opcję bez rannego zwiedzania cytadeli,
gdyż wymyśliłem, że tam pójdziemy sobie sami z rana w niedzielę.
Było zatem trochę taniej
czyli ok 8$ za 3 grobowce, najbardziej znaną pagodę, lunch i rejs łodzią po
rzece perfumowanej. Wierzcie mi, że taniocha jak za takie odległości, jedzenie i rejs łódką.
Nie ma szans zrobić tego samemu mniejszym kosztem i nawet nie wiem czy w 1
dzień, biorąc pod uwagę, że nie znamy drogi. Tak więc muszę polecić
zorganizowaną wycieczkę zwiedzania Hue. Jedynie bilety wstępu trzeba zakupić we własnym zakresie. Nie są to jakieś ogromne sumy, każdy
grobowiec to 100tys ,a cytadela 150tys vnd. Można zaoszczędzić kupując bilet
combo, czyli 2 dniowy i wtedy 3 grobowce z cytadelą kosztują chyba 360tys
vnd więc oszczędzamy 4$ na osobie.
Banh Beo
Kolację zjedliśmy w polecanym
Hang Me Me niedaleko biura podróży oraz naszego hotelu, na ulicy 12-16 Vo Thi
Sau. Ten prawdziwy lokal to ten składający jakby z dwóch budynków – sal. Piszę
o tym, bo obok ktoś postawił sobie budynek z tą samą nazwą, gdzie przez pomyłkę
zabłądziła nawet jedna z wycieczek.
ciasteczka ryżowe posypane krewetkami
Knajpa znana jest z banh
beo, czyli naleśniczków ryżowych z krewetką, podawanych w miseczkach.
Polewa się je słodko-ostrym sosem. My wzięliśmy także ciasteczka ryżowe smażone
w głębokim oleju na górze z naleśnikiem z krewetką w środku oraz
mięso mielone w sosie pomidorowym zawinięte także w ryżowy naleśnik , a
następnie liść bananowca. Porcje są spore i niedrogie.
DZIEŃ II
Niestety wciąż padał deszcz.
Po dużym śniadaniu - wreszcie, wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy na lokalny
targ po drugiej stronie rzeki-Dong Ba. Nasza wycieczka zaczynała się o 10:30, a
nie jak w przypadku pozostałych o 8:30, którzy na Cytadelę mieli niecałe 2h. Poszwędaliśmy się trochę po
targu. Gdyby nie ulewa bylibyśmy zachwyceni łażeniem posród wszystkich kramów, ale na zewnątrz ciężko się chodziło po kałużach . Tak więc już około godziny przed
wycieczką czekaliśmy na autobus, oczywiście przy porannej kawce
z lokalnymi, niedaleko hotelu. Kawa
mocna, gęsta i pyszna za rozsądne 2zł, a nie 1$ jak wszędzie indziej w
turystycznych miejscach. Dodatkowo tutaj chłopak powiedział nam o bilecie combo
na atrakcje miasta.
mocno padało
mocna, gęsta kawa i herbatka
Autobus przyjechał
punktualnie. Dojechawszy pod Cytadelę czekaliśmy jakieś 15min na parkingu na
resztę wycieczki. Była chwila na to żeby
wymienić spostrzeżenia z innymi ludźmi, którzy stare miasto
zwiedzili już dzień wcześniej.
Gdy wszyscy znaleźli się już
w autobusie , pojechaliśmy zaledwie kawałeczek do jakiegoś starego domu z ogrodami,
gdzie wstęp był za 1$. Następnie nieopodal do najbardziej znanej w Hue Pagody
Thien Mu.
Co do zorganizowanej
wycieczki to wiadomo , że dla ludzi podróżujących na właśną rękę, jak my, część
rzeczy jest irytująca jak np. zanim wszyscy wysiądą – wsiądą czy też umówiona
godzina zbiórki, a ktoś się spóźnia, przysłowiowe 5 min. na foto itd.
Są też plusy, jak dobry
przewodnik. Nasz był w porządku i przypominał mi trochę naszego sympatycznego
przewodnika Ra Rathra z Sieam Reap w Kambodży. Bardzo dobrze wyrażają się
o buddcie i mówią z fajnym dla angielskiego akcentem, z naprawdę dużym zasobem słów.
widok z pagody na perfume river
Później mieliśmy lunch w
formie buffetu. Nie mogliśmy narzekać
chociaż jak wiadomo, na takich lunchach
mięsa to za dużo nie będzie. Siedzieliśmy z miłymi amerykanami z San
Francisco, których uznałem wcześniej za Francuzów. I dlaczego ciągle pytali czy
boimy się nacisku Putina?! Co oni w tej hamburgerowej tv oglądają?:)
Po lunchu w planie były 3
grobowce. Przewodnik zbierał w autobusie pieniądze na wstępy i mówił, że nie
trzeba iść oraz odradzał 2-gi grobowiec podczas wycieczki. Odwodził także nas,
gdy mówiłem mu, że chcemy bilet combo-city na wszystko.
Jedna ze starożytnych bram do grobowca
Pierwszym z grobowców był
Minh Mang, który znajdował się chyba na największym terenie. Jeśli leciałoby
się samolotem można by zobaczyć cały teren jakby w kształcie człowieka, gdzie
ramiona trzymają jeziora ,a nogi są statułami.
Niestey wciąż mocno padało.
strażnicy pilnujący króla
Drugim grobowcem był Tomb of
Khai Dinh. Przewodnik go odradzał mówiąc , że jest taki sam jak pozostałe, a że
warto iść do trzeciego. My chcieliśmy bilet na wszystko i nie żałujemy. On
powiedział, że 80% świątyni widać zza bramy, więc nie ma sensu. Co prawda ten
grobowiec akurat jest chyba najmłodszym i wybudowanym z betonu - czego nie
widać. Trzeba dodać, że przy budowie każdego grobowcu ciężko pracowało wiele
tysięcy ludzi, spedzając tam 5-10lat.
tutaj można wejść do środku
Trzecim i ostatnim w naszym
planie był Tu Duc. Dla nas najsłabszy, a może dlatego że ciągle padało i
byliśmy już zmęczeni? Na pewno w słoneczną pogodę zwiedzało by się inaczej i
zdjęcia byłyby inne. Co prawda nie mówię o upale 30stopniowym, bo wtedy
wiadomo, że z skrajności w skrajność.
Jadąc w kierunku miasta
musieliśmy oczywiście się zatrzymać w jednym z zaprzyjaźnionych sklepików,
jak to zawsze bywa na wycieczkach zorganizowanych. Mogliśmy jednak zobaczyć jak
ciężko wytwarza się słynne kadzidła, których w krajach azjatyckich używa się
mnóstwo m.in w świątyniach.
pani pokazuje jak robić kadzidełka
Rejs łódką był już tylko
zwieńczeniem całej wycieczki. Po prostu zwykłym resjem, który można by pominąć
a gdzie równie dobrze mogli nas zawieźć autokarem. W planie był „beautifuul
sunset on perfume river“.
Zachodzącego słońca nie
mogliśmy ujrzeć z powodu deszczu, a rzeka była brudna i śmierdząca,
z biegającymi szczurami.
takimi łodziami się pływa po rzece
Wycieczka zakończyła się ok
17 po środku miasta. Chcieliśmy coś zjeść, a jeden z lokali ze słynnym Bun Bo Hue był zamknięty. Jakaś dziewczyna
podpowiedziała nam żeby iść dalej za rogiem ulicy, gdzie zjedliśmy na
„chodnikowej“ garkuchni kolejną nowość-Bun Bo Hue.
Bun Bo Hue
Ciepłą i ostrą więc
rozgrzewającą zupę, jednaki zdecydowanie nie jest to nasz nr 1. Ja nie
sądziłem, że w Wietnamie ubiorę zimową kurtkę, która wylądowała na dnie plecaka
zaraz po przylocie.
Wieczorem poszliśmy mostem
Dap Da jeszcze coś zjeść. Dokładnie nie „coś“ tylko konkretnie Com Hen.
Znależliśmy nasz lokalik prz ul. 17D Han Mac Tu. Będąc w Wietnamie musicie
zwracać dokładnie uwagę na nr lokali. Jedynie tak można dobrze trafić, bo np po
tej stronie rzeki wszyscy robili słynny Com Hen.
Był to ryż w małych
miseczkach z mikroskopijnymi małżami, ziołami i orzeszkami. Porcje nie
były ani duże ani zbyt małe, a miseczka miała kosztować 10tys vnd! Zjedliśmy po
2 miseczki i do tego deser Che. Panie śmiały się z nas co nie miara bo ja
próbowałem oczywiście zamawiać po vietnamsku. A jak! Druga wizyta w tym kraju
do czegoś zobowiązuje! Pewnie zamówiłem inny rodzaj deseru, bo jest ich
mnóstwo, ale i tak był dobry jak na deser z fasoli, kukurydzy, jakichś
żelków i galaretek z mlekiem kokosowym.
Com Hen z miniaturowymi małżami
opiekunka :)
Kolejny raz objedzeni
zaczęliśmy się zastanawiać ile nas skroją za tą ucztę z lokalnym piwem
Huda beer, które również zamówiliśmy. Rodzinka prowadząca lokal, do którego
podjeżdżało dużo ludzi na skuterach biorąc ryż-Com na wynos, była bardzo miła,
a nawet podrzucili nam do bawienia swoją niespełna roczną wnuczkę. No dobra,
wszystko fajnie, ale ile nas skroją? 4 miski ryżu, piwo, deser. Skoro miski
miały kosztować po 10tys vnd to jak policzą podwójnie to może wyjść ok 100tys,
może 150? Ale co tam, było pyszne i znowu spróbowaliśmy czegoś innego. Pytam po
wietnamsku ile płacimy, gdzie słyszę odpowiedź po wietnamsku, ale już nie
rozumiem:) Stary dziadziuś pokazał nam na kalkulatorze 53ty vnd, 2,5$ ! I
właśnie takie miejsca gdzie było mega smacznie, miło i nie zostało się
skrojonym zostaną w pamięci.
DZIEŃ III
Ostatni dzień w Hue. Pokój
mieliśmy do 12, autobus o 13 , 400metrów od nas spod Sinh cafe.
Z samego rana po
godzinie 8 udaliśmy się więc do głównej atrakcji Hue - Cytadeli i starego
miasta.
tak zwiedzaliśmy cytadelę
Podczas wojny strony umówiły
się, że nie będą bombardować antycznego miasta, ale niestety ostało się zaledwie
20 ze 148 budynków. Miasto na planie kwadratu, ogrodzone jest murem wysokim na
6metrów, a każdy bok ma 2,5km długości. Nieźle co? Szkoda, że LAŁOoooo!
Znowu napiszę, że można by tu
spędzić nawet i pół dnia, bo teren jest rozległy, wystarczyłoby,tylko żeby nie
padało... Wszystko wyglądałoby inaczej, począwszy od wielkich pięknych ogrodów,
do odwiedzenia teatru włącznie. W jednym z pierwszych budynków od wejścia
można przebrać się w stroje starożytnych cesarzy i zrobić sobie zdjęcie.
Oczywiście za opłatą.
My zwiedzaliśmy jak najwięcej
pod dachem, idąc pod zadaszonymi chodnikami. Byliśmy niestety przemoczeni mimo tego,
że mieliśmy ubrane peleryny, a w butach chlupała woda. O 10:30 byliśmy już z powrotem
pod hotelem. Tak więc 2h spokojnego zwiedzania samemu wystarczyło, co jak się
zresztą mogliśmy zrobić dnia poprzedniego z przewodnikiem z naszą
wycieczką, która byłaby wówczas droższa chyba o 1$. W ten sposób już po 10 rano
bylibyśmy w Da Nang, ale nasze szczęście lub nieszczęście tam też nie było
słońca.
teatr-spektakt ok 10
coraz bardziej padało
My teraz mieliśmy inny
problem, mokre ciuchy i buty!!!
Pamiętałem, że obok hotelu
była duża pralnia, bo zawsze ładnie pachniało na ulicy. Mówiłem już o oddawaniu
prania w Wietnamie? Polecam – jest tanio, uprasowane bądź nie, zależy. Wyprana
na miejscu bluza tydzień po powrocie nadal pachnie i przypomina nam Hue.
Normalna cena to 1$ za kg, ale w hotelu może być troche drożej.
Uprosiłem sympatyczną panią w
pralni o ekspresowe wysuszenie ubrań, a przede wszystkim butów na godzinę 12! Wcześniej
próbowaliśmy podsuszyć część rzeczy w hotelu suszarką do włosów, udało się tylko
z rękawami w kurtkach, bo po włożeniu do buta wysiadła:) Nie było czasu
na pranie, ale skoro piorą to i odrazu suszą. Krótko mówiąc pani uratowała nam
skóry i po godzinie za jedyne 3$ mieliśmy suchutkie dresy i buty!
Śmieszne 400m do sinh cafe
musieliśmy dojechać taxi bo.... lało! Spod biura busikiem zabrali nas do
miejsca gdzie czekał właściwy sleeper bus czyli autobus sypialny z wifi.
Rzeczywiście po 2,5h byliśmy
w Da Nang.
Jak zawsze cały album z Hue tutaj
Wietnam kryje wiele takich ciekawych miejsc :] Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWidzę, że jest co zwiedzać :) Też od jakiegoś czasu mam chęć wybrać się w te strony.
OdpowiedzUsuńAż nabrałem ochoty na daleką podróż :) Na następny urlop z pewnością rozważę podróż w te strony.
OdpowiedzUsuńLubię takie podróże w dalekie strony. Byłem już w kilku miejscach i aż nabrałem ochoty na następną wyprawę :)
OdpowiedzUsuńTe antyczne miasto wygląda bardzo osobliwie. Chętnie wybrałbym się tam na spacer.
OdpowiedzUsuńCzytałem już nie raz, że warto wybrać się do Wietnamu. Na turystów czeka tam wiele atrakcji i ciekawych miejsc do zwiedzenia
OdpowiedzUsuńNie przypuszczałem, że w tych rejonach jest aż tak ciekawie :) Muszę się tam kiedyś wybrać
OdpowiedzUsuńŚwietna relacja z podróży. Po zdjęciach widać, że warto jest wyruszyć w podróż, w te strony.
OdpowiedzUsuńŚwietne miejsce. Piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi się Twoje zdjęcia, mają taki autentyczny klimat.
OdpowiedzUsuńChciałbym mieć kiedyś szansę odwiedzić takie miejsca
OdpowiedzUsuńWspaniała fotorelacja z podróży. Uwielbiam takie wpisy :)
OdpowiedzUsuńWietnam ma na prawdę dużo atrakcji do zaoferowania turystom :) Trzeba się tam kiedyś będzie wybrać
OdpowiedzUsuńLubię dalekie wyprawy. Nigdy jeszcze nie byłem w Wietnamie, a po zdjęciach widzę, że warto tam jest się wybrać :)
OdpowiedzUsuńWietnam to moje marzenie - dzięki chociaż na namiastkę poczucia klimatu! :)
OdpowiedzUsuńInformacje są po prostu ciekawe.
OdpowiedzUsuń___________
Domki Drewniane