Good Morning Vietnam, a raczej powinienem napisać we did it
again. Dlaczego?
A dlatego, że obecny wpis będzie o południu. Naszym part II,
ponieważ pierwszy raz byliśmy w Vietnamie w październiku, ale to musielibyśmy
się cofnąć do 2016, a ja muszę dokupić parę godzin do 24h doby :)
Jak zawsze będzie to „tułaczka“. Nie zawsze tanio lecz z miejscem na leniuchowanie i pierwszy raz będę opisywał każde miejsce
osobno, ale w kolejności takiej jak przemierzaliśmy Vietnam. A więc...
Xin Chao- Sai Gon
PODRÓŻ
Na wakacje w lutym byliśmy jako-tako przygotowani. Dwa
ścisłe kierunki- Mauritius lub południowy Wietnam czarterem LOTu. Wystarzyło
poobserwować daty i czekać. Mauritius taniał i były miejsca. Na jeden
poniedziałek(loty odbywają się w poniedziałki, chyba na wszystkie destynacje)
nie zdążyłem, a pozatym tam mogło padać. W Wietnamie pewny zaduch.
Był 30.01 poniedziałek, lot do Sajgonu kosztował 2499zł.
Wiedziałem, że są miejsca na 6 lutego i będą tanieć. Może nie do super ceny
499zł jak kiedyś, gdzie lot był z dnia na dzień choć wtedy byłby mały
problem z wizą.
Wtorek cena 2299. Środa 01.02 cena rano 1999zł. Godzina 13
tego samego dnia odświeżyłem przeglądarkę na swoim smartphonie i zobaczyłem
kwadracik z ceną 1629zł. Nie zdążyło jeszcze przyjść powiadomienie
z serwisu fly4free, a ja już siedziałem przy komputerze i wpisywałem dane
do rezerwacji. Było w tej cenie chyba 7 biletów . Rozeszły się w niecałą
godzinę. Pilne załatwienie urlopu i zostało do wyjazdu 5dni ! Do pogody 30st (u
nas było -5) do zupy Pho, Bun cha i tym razem owoców morza i odpoczynku co
obiecałem żonie po ostatniej vietnamskiej podróży 1320km w 13dni.
PAKOWANIE
Natłok w pracy i ilość rzeczy
do załatwienia sprawiła, że te 5 dni zleciało bardzo szybko. Oprócz pracy w tym
czasie trzebabyło:
-załatwić wizy
-kupić loty po Vietnamie
-kupić dolary
-znaleźć ewentualne noclegi
-poczytać cokolwiek o
południu Wietnamu
-kupić bilety pkp do Warszawy
A przede wszystkim opracować
„plan“ wycieczki.
Na pewno w grę wchodziła
wyspa Phu Quoc leżąca 15km od granicy Kambodżańskiej w celu zrelaksowania się.
Co do wizy to mógł być
problem bo w Vietnamie kończył się Tet i 02.02 był Nowy Rok więc biura nie
pracują. Oczywiście można załatwić wizę w trybie fast express chyba trzech
godzin, ale taka przyjemność kosztuje 130$.
Przed wylotem doszły mnie
słuchy, że od lutego Polacy mogą starać się o e-wizę przy pobycie do 15dni, co
nie mógł nikt w ambasadzie potwierdzić (Tet-święta), ale zostało potwierdzone
po powrocie.
Wreszcie jak pozostałe kraje
UE Polacy mogą wyrobić sobie e-wizę przez internet, opłacając ją odrazu i odbierając
na miejscu.
Oczywiście możliwe jest to
tylko na lotniskach i na razie Vietnamczycy mają z tym małe problemy
organizacyjne. Oszczędzamy wtedy 9$ od osoby za list zapraszający (promese) od
agencji.
Ja opłaciłem promese (kolejny
raz) na stronie http://www.vietnamvisapro.com
już w środę wieczorem. W Wietnamie był już w czwartek i Nowy Rok, a najtańsza
promesa jest do 2 dni. Bałem się, że będziemy je drukować w poniedziałek na samym
lotnisku, wylot był o 15 więc w Wietnamie już 21, a wizy były sprawdzane przy
odprawie! Na szczęście promesy przyszły już w piątek, czyli tak jakby na drugi
dzień.
No dobra, trochę się
rozpisałem, bo jest na ‚świeżo“ i dużo pamiętam.
Plan wyglądał mniej więcej tak:
Przylot Sajgon->Da
Nang (Hoi An)-> Phu quoc-> Sajgon-> Mui Ne.
Odpadło Da lat, doszło Hue, a
ja zamiast kupić bilety lotnicze odrazu z Sajgonu we wtorek po przylocie
do Da Nang to kupiłem na środę i to w południe..... już 1 dzień jakby przepadł
:(
WYPRAWA
Same bilety pkp do Warszawy
były już drogie, a podróż od wyjścia z domu o 7 rano do Warszawy zajęła
nam prawie tyle co lot do Wietnamu. Na szczęście 10h, bez przesiadek i będziemy
na miejscu.
Szkoda, że mimo 5-6 osób w
obsłudze LOTu check-in trwał prawie 1,5h zanim oddaliśmy nasz jedyny plecak.
Później kolejne 30min przy security. Ja nie wiem, ale jakoś niestety już miałem
dość towarzystwa naszych rodaków i tylko do LOTu była taka kolejka, a my nigdy
tyle nie staliśmy w kolejce, nawet do A380 gdzie wchodzi 2razy więcej ludzi!
Zastanawiam się po co tym ludziom TYLE rzeczy, TAKIE walizy, nie wspominając o
wieku i wadze większości wycieczkowiczów. Ja nikomu nie bronie wojaży po świecie, ale
niektórzy mogli nie wrócić
z nami... Naprawdę zastanawiałem się gdzie ci ludzie się pchali
z tymi walizami w tą wilgotność i upał.
Liczyłem na spokojny obiad w
business lounge Bolero, ale trzeba było się spieszyć, a podczas lotu oczywiście
bez cateringu.
Sam lot jakoś przeleciał,
nawet nowsze filmy można było znaleźć w systemach LOTu, a leciało też paru „backpackerów“ z nami więc można było wymienić uwagi. Chociaż my wiedzieliśmy czego spodziewać się na miejscu.
Wylądowaliśmy, na miejscu
30st. Chcieliśmy oddać wizy przed całym samolotem, ale siedzieliśmy na
ogonie... Mimo, że się udało i pan z wietnamskiej agencji oddał jakieś 100
paszportów trzymając je w ręcę po mnie
to dostał je szybciej. Jakieś 45 min później, po wymienieniu waluty -kurs 1$- 22
520 dongów wsiadamy do zielonego autobusu nr 152, który jedzie przez samo
centrum za 5000vnd. Nikt nie woła opłaty za bagaż, a ja omyłkowo dałem kierowcy
20tyś bo coś sobie ubzdurałem ze bilet kosztuje 10. Oczywiście pan mi wydał resztę.
BTW w Hanoi przejazd kosztuje 30tys,
ale tutaj też są takie autobusy „turystyczne“ po 40tys vnd.
Dworzec przy Ben Thanh
Chcąc złapać lokalny, zielony
autobus nr 152 z klimatyzacją za 5tys vnd- 1zł udajemy się w prawo mając
za sobą lotnisko. Praktycznie idąc w kierunku terminala domestic.
Autobus czasem jedzie 30min
czasem 50. Zależy oczywiście od korków.
Zatrzymuje się m.in przy
markecie Ben Thanh , na dworcu przy wielkim rondzie. My stąd mieliśmy raptem
100-200m do hotelu Hong Vina , który z czystym sumieniem mogę polecić.
Wierzcie mi, w Hanoi mieliśmy przez 3 dni 3 różne hotele:)
Tutaj jest blisko autobusu na
lotnisku, blisko centrum i marketu.
Market Ben Thanh(wieczorem wkoło jest Night Market)
Pierwsza Bun Cha (grillowana wieprzowina, trochę wywaru, makaorn ryżowy, świeżutkie zioła)
Fajnie, że wpuścili nas do
hotelu już po 10 i mieliśmy cały dzień w Sajgonie, bo przecież baliśmy się, że
nie zdążymy się przesiąśc do Da Nang po przylocie...a bilety na dzień później w
południe...
Standard w Wietnamie
Sajgon nie zrobił na nas
wrażenia już na samym początku.
Śniadanie zjedliśmy na markecie obok, szybka Bun Cha i w drogę.
Zrobiliśmy 3h spacer według Lonely Planet,
idąc od największego budynku w mieście z barem przy lądowisku dla
helikopterów(Bitexco Financial Tower) , przez promenadę przy rzece. Większość
atrakcji w „ścieżce“ to stare hotele czy budynki. Tak dotarliśmy do statuy
wujka Ho i katedry Notre Dame i budynku starej poczty.
U góry można wypić drinka-wyjazd 10$.
Katedra Notre Dame(kto był w Paryżu uśmiechnie się)
Budynek Starej poczty
Powiedzieliśmy sobie „ to już?
Wszystko?“ nawet nie zdążyliśmy właczyć Go Pro czy wyciagnać lustrzanki. Wystarczył
Iphone.
No to poszliśmy znowu
jeść :) później taxi do hotelu bo zmęczenie dawało znać o sobie.
Kolejne Bun Cha
Jakoś po 16, w Polsce 22
udało nam się wytargać z łóżka i zamówiliśmy Ubera. Pierwszy raz za
granicą i wychodzi nawet taniej niż normalne taxi chociaż i tak grosze:)
Jade Emperor Pagoda
Udaliśmy się do Jade Emperor
Pagoda, a następnie niedaleko „przypadkiem“ było miejsce gdzie słynna Lunch
Lady daje jeść. Anthony Bourdain odwiedził ją podczas wizyty z Sajgonie i
teraz ludzie szaleją. Niestety było zamknięte, ale my nie rezygnowaliśmy i
tropem Tonego pojechaliśmy taksówką na małe obrzeża centrum do jego pierwszej
knajpy w Sajgonie gdzie zawsze wraca-chyba miał ze 20lat mniej. Nazwa słynnej restauracji,
gdzie „rzucają“ ryżem w glinianych garnkach:) Com Nieu Saigon- ul. 27 Tu Xuong.
Nie jest tanio, ale myślę , że warto.
Pieczony ryż posypany sezamem, pieprzem i dymką.
tak to wygląda jak na filmiku, małe show:)
Najedzeni kolejny raz
zamówiliśmy Ubera. Co ciekawe w Wietnamie wyświetli wam się także skuter jako
uber:) Lub będą was wołać „motobajk“
Ho Chi Minh nocą-zdjęcie słabe
Wysiedliśmy sobie trochę
dalej od hotelu bo chcieliśmy jeszcze pochodzić nocą po Sajgonie. Śmiało można
powiedzieć, ze jest to miasto neonów i wygląda bardziej finansowo niż Hanoi,
chociaż stolicą nie jest.
Trafiliśmy do wielkiej galeri
handlowej ze sklepami najdroższych marek, ale nas przyciągnął widok ludzi z lodami:)
zjechaliśmy na poziom -1 gdzie były same restauracje i spróbowaliśmy oto takich
lodów matcha, z fasoli, z jakąś galaretką i klejącymi się w buzi
kulkami. Do hotelu się nie spieszyło i mogliśmy się spokojnie wyspać bo wylot
do Da Nang był następnego dnia o 11:30...dopiero.
Podsumowując Sajgon dziwiłem
się czytając, że Hanoi dużo lepsze itd inni zaś mówią ,że Sajgon. Może za
krótko byliśmy, ale wrócimy tutaj jeszcze na ostatnią noc, żeby bezpiecznie
zdążyć na lot do Polski.
Co do Hanoi, to jest lepsze
bo mamy dużą starówkę, jezioro gdzie wszyscy wychodzą itd. Nie chcieliśmy
zwiedzać Muzeum wojny itp w Sajgonie bo widzieliśmy to trochę w Hanoi, a nie
interesuje nas też to zbytnio.
Zdjęć z Ho Chi Minh mamy
mało, ale jedzenie dobre hahaha
No to się rozpisałem:)
mówiłem, że relację trzeba podzielić.
jak zawsze cały album z Sajgonu tutaj
Przepiękne miasto, bardzo zazdroszczę takiej podrózy :)
OdpowiedzUsuńTe dania wyglądają bardzo apetycznie i zachęcająco, aż chce się zjeść!
OdpowiedzUsuń