wtorek, 7 marca 2017

Vietnam part II- Ho Chi Minh aka Sajgon

Good Morning Vietnam, a raczej powinienem napisać we did it again. Dlaczego?
A dlatego, że obecny wpis będzie o południu. Naszym part II, ponieważ pierwszy raz byliśmy w Vietnamie w październiku, ale to musielibyśmy się cofnąć do 2016, a ja muszę dokupić parę godzin do 24h doby :)

Jak zawsze będzie to „tułaczka“. Nie zawsze tanio lecz z miejscem na leniuchowanie i pierwszy raz będę opisywał każde miejsce osobno, ale w kolejności takiej jak przemierzaliśmy Vietnam. A więc...

Xin Chao- Sai Gon





PODRÓŻ

Na wakacje w lutym byliśmy jako-tako przygotowani. Dwa ścisłe kierunki- Mauritius lub południowy Wietnam czarterem LOTu. Wystarzyło poobserwować daty i czekać. Mauritius taniał i były miejsca. Na jeden poniedziałek(loty odbywają się w poniedziałki, chyba na wszystkie destynacje) nie zdążyłem, a pozatym tam mogło padać. W Wietnamie pewny zaduch.

Był 30.01 poniedziałek, lot do Sajgonu kosztował 2499zł. Wiedziałem, że są miejsca na 6 lutego i będą tanieć. Może nie do super ceny 499zł jak kiedyś, gdzie lot był z dnia na dzień choć wtedy byłby mały problem z wizą.

Wtorek cena 2299. Środa 01.02 cena rano 1999zł. Godzina 13 tego samego dnia odświeżyłem przeglądarkę na swoim smartphonie i zobaczyłem kwadracik z ceną 1629zł. Nie zdążyło jeszcze przyjść powiadomienie z serwisu fly4free, a ja już siedziałem przy komputerze i wpisywałem dane do rezerwacji. Było w tej cenie chyba 7 biletów . Rozeszły się w niecałą godzinę. Pilne załatwienie urlopu i zostało do wyjazdu 5dni ! Do pogody 30st (u nas było -5) do zupy Pho, Bun cha i tym razem owoców morza i odpoczynku co obiecałem żonie po ostatniej vietnamskiej podróży 1320km w 13dni.




PAKOWANIE

Natłok w pracy i ilość rzeczy do załatwienia sprawiła, że te 5 dni zleciało bardzo szybko. Oprócz pracy w tym czasie trzebabyło:
-załatwić wizy
-kupić loty po Vietnamie
-kupić dolary
-znaleźć ewentualne noclegi
-poczytać cokolwiek o południu Wietnamu
-kupić bilety pkp do Warszawy

A przede wszystkim opracować „plan“ wycieczki.

Na pewno w grę wchodziła wyspa Phu Quoc leżąca 15km od granicy Kambodżańskiej w celu zrelaksowania się.

Co do wizy to mógł być problem bo w Vietnamie kończył się Tet i 02.02 był Nowy Rok więc biura nie pracują. Oczywiście można załatwić wizę w trybie fast express chyba trzech godzin, ale taka przyjemność kosztuje 130$.
Przed wylotem doszły mnie słuchy, że od lutego Polacy mogą starać się o e-wizę przy pobycie do 15dni, co nie mógł nikt w ambasadzie potwierdzić (Tet-święta), ale zostało potwierdzone po powrocie.
Wreszcie jak pozostałe kraje UE Polacy mogą wyrobić sobie e-wizę przez internet, opłacając ją odrazu i odbierając na miejscu.
Oczywiście możliwe jest to tylko na lotniskach i na razie Vietnamczycy mają z tym małe problemy organizacyjne. Oszczędzamy wtedy 9$ od osoby za list zapraszający (promese) od agencji.

Ja opłaciłem promese (kolejny raz) na stronie http://www.vietnamvisapro.com już w środę wieczorem. W Wietnamie był już w czwartek i Nowy Rok, a najtańsza promesa jest do 2 dni. Bałem się, że będziemy je drukować w poniedziałek na samym lotnisku, wylot był o 15 więc w Wietnamie już 21, a wizy były sprawdzane przy odprawie! Na szczęście promesy przyszły już w piątek, czyli tak jakby na drugi dzień.

No dobra, trochę się rozpisałem, bo jest na ‚świeżo“ i dużo pamiętam.
Plan wyglądał mniej więcej tak:

Przylot Sajgon->Da Nang (Hoi An)-> Phu quoc-> Sajgon-> Mui Ne.
Odpadło Da lat, doszło Hue, a ja zamiast kupić bilety lotnicze odrazu z Sajgonu we wtorek po przylocie do Da Nang to kupiłem na środę i to w południe..... już 1 dzień jakby przepadł :(

WYPRAWA

Same bilety pkp do Warszawy były już drogie, a podróż od wyjścia z domu o 7 rano do Warszawy zajęła nam prawie tyle co lot do Wietnamu. Na szczęście 10h, bez przesiadek i będziemy na miejscu.

Szkoda, że mimo 5-6 osób w obsłudze LOTu check-in trwał prawie 1,5h zanim oddaliśmy nasz jedyny plecak. Później kolejne 30min przy security. Ja nie wiem, ale jakoś niestety już miałem dość towarzystwa naszych rodaków i tylko do LOTu była taka kolejka, a my nigdy tyle nie staliśmy w kolejce, nawet do A380 gdzie wchodzi 2razy więcej ludzi! Zastanawiam się po co tym ludziom TYLE rzeczy, TAKIE walizy, nie wspominając o wieku i wadze większości wycieczkowiczów. Ja nikomu nie bronie wojaży po świecie, ale niektórzy  mogli nie wrócić z nami... Naprawdę zastanawiałem się gdzie ci ludzie się pchali z tymi walizami w tą wilgotność i upał.

Liczyłem na spokojny obiad w business lounge Bolero, ale trzeba było się spieszyć, a podczas lotu oczywiście bez cateringu.
Sam lot jakoś przeleciał, nawet nowsze filmy można było znaleźć w systemach LOTu, a leciało też paru „backpackerów“ z nami więc można było wymienić uwagi. Chociaż my wiedzieliśmy czego spodziewać się na miejscu.

Wylądowaliśmy, na miejscu 30st. Chcieliśmy oddać wizy przed całym samolotem, ale siedzieliśmy na ogonie... Mimo, że się udało i pan z wietnamskiej agencji oddał jakieś 100 paszportów trzymając je w ręcę  po mnie to dostał je szybciej. Jakieś 45 min później, po wymienieniu waluty -kurs 1$- 22 520 dongów wsiadamy do zielonego autobusu nr 152, który jedzie przez samo centrum za 5000vnd. Nikt nie woła opłaty za bagaż, a ja omyłkowo dałem kierowcy 20tyś bo coś sobie ubzdurałem ze bilet kosztuje 10. Oczywiście pan mi wydał resztę.
BTW w Hanoi przejazd kosztuje 30tys, ale tutaj też są takie autobusy „turystyczne“ po 40tys vnd.

Dworzec przy Ben Thanh

Chcąc złapać lokalny, zielony autobus nr 152 z klimatyzacją za 5tys vnd- 1zł udajemy się w prawo mając za sobą lotnisko. Praktycznie idąc w kierunku terminala domestic.
Autobus czasem jedzie 30min czasem 50. Zależy oczywiście od korków.
Zatrzymuje się m.in przy markecie Ben Thanh , na dworcu przy wielkim rondzie. My stąd mieliśmy raptem 100-200m do hotelu Hong Vina , który z czystym sumieniem mogę polecić. Wierzcie mi, w Hanoi mieliśmy przez 3 dni 3 różne hotele:)
Tutaj jest blisko autobusu na lotnisku, blisko centrum i marketu.
Market Ben Thanh(wieczorem wkoło jest Night Market)
Pierwsza Bun Cha (grillowana wieprzowina, trochę wywaru, makaorn ryżowy, świeżutkie zioła)

Fajnie, że wpuścili nas do hotelu już po 10 i mieliśmy cały dzień w Sajgonie, bo przecież baliśmy się, że nie zdążymy się przesiąśc do Da Nang po przylocie...a bilety na dzień później w południe...

Standard w Wietnamie


Sajgon nie zrobił na nas wrażenia już na samym początku.
Śniadanie zjedliśmy na markecie obok, szybka Bun Cha i w drogę. Zrobiliśmy 3h spacer według Lonely Planet,  idąc od największego budynku w mieście z barem przy lądowisku dla helikopterów(Bitexco Financial Tower) , przez promenadę przy rzece. Większość atrakcji w „ścieżce“ to stare hotele czy budynki. Tak dotarliśmy do statuy wujka Ho i katedry Notre Dame i budynku starej poczty.
 U góry można wypić drinka-wyjazd 10$.



 Katedra Notre Dame(kto był w Paryżu uśmiechnie się)

Budynek Starej poczty



Powiedzieliśmy sobie „ to już? Wszystko?“ nawet nie zdążyliśmy właczyć Go Pro czy wyciagnać lustrzanki. Wystarczył Iphone.
No to poszliśmy znowu jeść :) później taxi do hotelu bo zmęczenie dawało znać o sobie.
Kolejne Bun Cha

Jakoś po 16, w Polsce 22 udało nam się wytargać z łóżka i zamówiliśmy Ubera. Pierwszy raz za granicą i wychodzi nawet taniej niż normalne taxi chociaż i tak grosze:)
Jade Emperor Pagoda


Udaliśmy się do Jade Emperor Pagoda, a następnie niedaleko „przypadkiem“ było miejsce gdzie słynna Lunch Lady daje jeść. Anthony Bourdain odwiedził ją podczas wizyty z Sajgonie i teraz ludzie szaleją. Niestety było zamknięte, ale my nie rezygnowaliśmy i tropem Tonego pojechaliśmy taksówką na małe obrzeża centrum do jego pierwszej knajpy w Sajgonie gdzie zawsze wraca-chyba miał ze 20lat mniej. Nazwa słynnej restauracji, gdzie „rzucają“ ryżem w glinianych garnkach:) Com Nieu Saigon- ul. 27 Tu Xuong. Nie jest tanio, ale myślę , że warto.
Pieczony ryż posypany sezamem, pieprzem i dymką.


tak to wygląda jak na filmiku, małe show:)
Najedzeni kolejny raz zamówiliśmy Ubera. Co ciekawe w Wietnamie wyświetli wam się także skuter jako uber:) Lub będą was wołać „motobajk“

Ho Chi Minh nocą-zdjęcie słabe

Wysiedliśmy sobie trochę dalej od hotelu bo chcieliśmy jeszcze pochodzić nocą po Sajgonie. Śmiało można powiedzieć, ze jest to miasto neonów i wygląda bardziej finansowo niż Hanoi, chociaż stolicą nie jest.
Trafiliśmy do wielkiej galeri handlowej ze sklepami najdroższych marek, ale nas przyciągnął widok ludzi z lodami:) zjechaliśmy na poziom -1 gdzie były same restauracje i spróbowaliśmy oto takich lodów matcha, z fasoli, z jakąś galaretką i klejącymi się w buzi kulkami. Do hotelu się nie spieszyło i mogliśmy się spokojnie wyspać bo wylot do Da Nang był następnego  dnia o 11:30...dopiero.


 "Lody" :)
Podsumowując Sajgon dziwiłem się czytając, że Hanoi dużo lepsze itd inni zaś mówią ,że Sajgon. Może za krótko byliśmy, ale wrócimy tutaj jeszcze na ostatnią noc, żeby bezpiecznie zdążyć na lot do Polski.
Co do Hanoi, to jest lepsze bo mamy dużą starówkę, jezioro gdzie wszyscy wychodzą itd. Nie chcieliśmy zwiedzać Muzeum wojny itp w Sajgonie bo widzieliśmy to trochę w Hanoi, a nie interesuje nas też to zbytnio.
Zdjęć z Ho Chi Minh mamy mało, ale jedzenie dobre hahaha

No to się rozpisałem:) mówiłem, że relację trzeba podzielić.

jak zawsze cały album z Sajgonu tutaj



2 komentarze:

  1. Przepiękne miasto, bardzo zazdroszczę takiej podrózy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Te dania wyglądają bardzo apetycznie i zachęcająco, aż chce się zjeść!

    OdpowiedzUsuń