sobota, 10 grudnia 2016

Ukraina-Lwów na weekend

Zaczynamy serię na weekend. Będą to krótkie wypady w Polskę lub do naszych najbliższych sąsiadów.  Podczas tego wypadu zdjęcia robiliśmy tylko telefonem- iphone 6.
Tym razem wybraliśmy się na nieco dłuższy wypad na weekend do Lwowa, połączony z Bieszczadami. Znajomi zaproponowali transport powrotny oraz mały trip po Ukrainie poza Lwowem, więc bez zastanowienia dobraliśmy 3 dni urlopu do weekendu. Wyruszyliśmy z Krakowa i z pomocą przyszedł już znany blablacar.
 Dobry kontakt z niejakim Yuri, bezpieczna droga i co najważniejsze ominięte korki na przejściu w Krokowcu i Medyce. Odbiliśmy z autostrady A4 na Lubaczów i następnie przejście graniczne w Budomierzu. Niestety trafiliśmy na zmianę warty o 19 i czekaliśmy nieco ponad godzinę. Nie mogliśmy narzekać bo w Krokowcu ludzie stali ok 8 h.







Jakoś 1km po przekroczeniu granicy asfalt się skończył :) Dosłownie. Nasz ukraiński kierowca jednak przyzwyczajony do stanu dróg omijał koleiny jak na slalomie. Zapytany o dziką zwierzynę mogącą wybiegać na ciemną nieoświetloną drogę, odpowiedział, że nie ma bo zjedzona. Tak po lekko ponad 6h jazdy dojechaliśmy ok 22 w piątek do centrum Lwowa. Mieszkaliśmy blisko opery lwowskiej gdzie czekał już na nas znajomy.
 Tego samego wieczora odwiedziliśmy dobrze znaną knajpę Kumpel. Jeden właściciel ma sieć restauracji. Wydaje się, że większość restauracji dobrze znanych na rynku we Lwowie , należy do jednego właściciela, a są tylko porobione spółki. Lokali Kumpel jest parę i co najmniej 1 jest otwarty całodobowo. Na wejściu można spróbować pomacać kobiece popiersie, a może uda się z nich nalać gratisowe piwo. Porcję są duże i tanie. Ja próbowałem Banosh i był bardzo tłusty , ale smaczny.

 SOBOTA 

 Następny dzień rozpoczynamy od bardzo obfitego śniadania z szampanem, po którym nasze brzuchy były pełne jak marszrutki spod granicy:) Taka imprezka kosztuje jak dobrze pamiętam całe 13zł za pyszny bufet all you can eat , kawę oraz wódkę lub szampana. Dobrze znana restauracja Baczewskich, przy rynku na ul. Szewskiej 8.Śniadania do godziny 11, są kolejki.


Śniadanie u Baczewskich




Walutę wymieniamy na miejscu i dobrze zrobiliśmy. Prawie na każdym rogu mamy taką możliwość, a kurs złotówki jest dużo wyższy niż w Polsce. Zaczynamy od wyjścia na Wysoki Zamek i panoramy miasta. Widok nie jest powalający. Znacznie lepszy jest z wieży ratuszowej, gdzie za mała opłatą wyjdziemy po dużej ilości drewnianych schodów na górę w centrum lwowskiego rynku.
Wracamy przez Skwer na Wałach i przeglądamy bardzo stare książki na targu przy Arsenale Królewskim. Pozycje od 1890-1945 czy młodsze. Za polskie wiersze z 1918 pani zażyczyła sobie 100zł, aż musiałem się upewnić czy nie chodzi o hryvny :)


Widok z wieży ratusza


Polskie napisy przy restauracji Poczta

 Przy tym samym placu jest kościół Bożego Ciała, gdzie wrócimy w niedzielę w południe na mszę, która robi wrażenie. Resztę dnia po prostu „szwędamy“ się po mieście zaglądając do polecanych i znanych knajp i kawiarni takich jak:  5 piętrowy Dom Legend, gdzie każde piętro jest inne , a na dachu zaparkował trabant. Kryjówka, Gazowa Lampa, Fabryka Kawy czy Pijalnia Czekolady- i tutaj wrażenie robi wystawa, ale smak czekoladek nie jest jakiś specjalny.


Na dachu knajpy Dom legend



hinkalya-kolacja

 Wychodzimy na wieże ratusza, a kolację jemy w gruzińskiej restauracji Hinkalya przy ulicy Ivana Fedorova, ale pierożki jadaliśmy lepsze u znajomej z Mongolii:) Na piwko zaglądamy do Teatru Piwa Prawda (kolejna z sieci obok Kumpla) przy rynku oraz na osłodzenie wieczoru do Strudel House( też rynek) . Na liczniku pokazało ok 15km i padliśmy do łóżek po całym dniu.


 NIEDZIELA 


 Ostatni dzień we Lwowie zaczynamy kolejny raz obfitym bufetem u Baczewskich. Na wieczór mamy bilety do opery na spektakl „Mojżesz“ i pociąg do Tarnopola.


Katedra Ormiańska(polecamy mszę z kadzidłami)


Opera za dnia




 Pochodziliśmy wokół rynku i po targach ze starociami, a następnie wybraliśmy się spod Opery taksówką do Parku Gaj Szewczenki. Taxi kosztowało 80hrywien i facet jechał jak wariat po starej lwowskiej kostce brukowej, która pamięta jeszcze czasy Habsburgów :) W pewnym momencie wjechał w taką dziurę, że koleżanka uderzyła głową w dach i myśleliśmy , że urwało koło. W Parku było bardzo spokojnie i przyjemnie. Wstęp kosztował chyba 30hrywien. W środku jest strumyczek z wodą zdatną do picia , co ratuje bardzo, gdyż podczas naszej wyprawy było codziennie powyżej 30stopni.


Park Szewczenki

lunch 49 Brativ Rohatyntsiv Str. 
Trout Bread and Wine





 Nastepnie zeszliśmy na cmentarz Łyczakowski. Groby polskich bohaterów wojennych są bardzo dobrze zadbane i oznaczone flagą Polski. Cmentarz jest ogromny. Wstęp oczywiście jest płatny i przy wejściu są toalety.
 Spod cmentarza pojechaliśmy taksówką do centrum też za 80hrywien. Pytaliśmy przy okazji ile kosztowałby kurs na granicę do Medyki bo tam mieliśmy zostawione auto znajomego na parkingu. Pan powiedział , że „ ze 300zł trzeba dać“ i na tym rozmowa się skończyła naszym wzajemnym uśmiechem.



Opera nocą




 Na obiad wybraliśmy się do polecanej Puzatej Chaty na rogu skrzyżowania ulic Kościuszki i Strzelców Siczowych. Jest to ukraiński bar mleczny, gdzie potrawy wybieramy sobie sami przechodząc z tackami. Tam było najtaniej i smacznie. Szybkie obowiązkowe przebranie ciuchów przed operą z krótkich spodenek i za niecałe 20zł mieliśmy miejsca na balkonie w pięknej lwowskiej operze.



Opera wewnątrz


Same wnętrza są piękne i widać przepych złotem. Spektakl początkowo był nudny i niektórzy przysypiali, ale gdy zaczął się balet było ciekawie. Niestety po I akcie musieliśmy wyjść, żeby zdążyć na pociąg do Tarnopola.


 Mieliśmy miejsca leżące i przedział przypominał nasze lata 90 (chociaż takie pociągi pewnie można jeszcze spotkać w Polsce) Lokomotywa była wielka. Po 22 byliśmy w Tarnopolu gdzie czekał na nas kuzyn znajomego. Podwiózł nas do jednego sensownego hotelu blisko dworca kolejowego i ruszyliśmy w miasto. W hotelu było akurat wesele, ale nam nic w nocy nie przeszkadzało na 5 piętrze. Co do miasta to spodziewaliśmy się małego miasteczka. Akurat w ten dzień był jakiś festiwal muzyczny nad jeziorem i pełno mocno podpitej młodzieży, ale Tarnopol spodobał nam się bardzo. Jest to miasto studenckie z uniwersytetem i także fajnymi restauracjami. Kolację jedliśmy w wielkim browarze na ulicy Tarasa Shevchenka Wzdłuż rynku. Duże porcje i dobre piwo. Przy parasolach na zewnątrz siedziało mnóstwo ludzi.




 PONIEDZIAŁEK 


 Ten dzień mieliśmy przeznaczony na spotkanie dalekiej rodziny naszego znajomego. Byliśmy na 3 wsiach i mogliśmy zobaczyć prawdziwą Ukrainę, jak ludzie żyją i skosztować tradycyjnych potraw.
 3 domy i 3 rodziny przywitały nas jak swoich i ugościły. Odwiedziliśmy Czortków, Kopyczyńce i Jabłonów. Małe miasteczka lub wsie około godziny jazdy samochodem z Tarnopola.

 Już po 10 rano ugoszczono nas drugim śniadaniem i domowym winem oraz bimbrem, a jakże :) Niepotrzebnie jedliśmy śniadanie w hotelu. Na stole swojskie wędliny, boczek, śledzie i pieczona ryba. Do popicia domowy kompot. Następnie dojechało kuzynostwo i zabrali nas „do siebie“.

Już w drugim domu mogliśmy zobaczyć jak ludzie sobie radzą na gospodarstwie. Niestety susza straszna u nich od dwóch miesięcy była, ale pomidorki ładnie rosły.
 Tutaj także stół uginał się od swojskich dobroci. Obiad i ciasto, a do tego bimber z pokrzywą. Kurcze, dobry był, nikogo głowa nie bolała.
Na stole wylądowały smażone krowie móżdżki (pierwszy raz jedliśmy), lekko wędzona makrela, śledzie i pieczona ryba. Usmażone flaki i kotlety wieprzowe. Pierogi z ziemniakami. Wszystko swojskie i przepyszne. Świnia była bita 2 tyg przed naszym przyjazdem. Ryby także wędzą w swojej przy domowej wędzarni:)



Drewniana 300 letnia ? cerkiew




 U kolejnej rodziny( znajomy musiał poznać całe kuzynostwo) także bimber i stół pełen jedzenia. Tutaj jedliśmy jakieś smażone placuszki, pierogi i ciasto.

Ukraińskie domowe jedzenie

 Był to wyjątkowy dla nas dzień bo mogliśmy zobaczyć prawdziwą Ukrainę, poznać ludzi i ich historie. Trzeba zaznaczyć, że te rejony Ukrainy jeszcze przed wojną należały do Polski i wciąż w tych ludziach z pokolenia na pokolenie w ich żyłach płynie Polska krew.



 Wieczorem wróciliśmy do Tarnopola, tyle dobrze, że kuzyn znajomego nas odwiózł swoim autem bo nie wiem jaki transport byłby możliwy. Kolacja znowu na mieście, tanio i pysznie i spać bo po 7 rano mieliśmy pociąg do Lwowa i dalej musieliśmy się jakoś dostać na granicę w Medyce. 


Dworzec w Tarnopolu




WTOREK 



targ niedaleko dworca




dworzec Lwów


 Około godziny 10 byliśmy na dworcu we Lwowie i wybraliśmy się jeszcze na targ nieopodal. Spróbowaliśmy Czeburaki i kupiliśmy pyszną i tanią chałwę. Szkoda , że tak mało bo w Bieszczadach za tą samą wołali już 1000% drożej. Szybkie negocjacje z taksówkarzami za kurs do granicy i pojechaliśmy starym Lanosem za 100zł w 4 os.
„mafia taxi pod dworcem krzyczała 120zł bo już mniej więcej wiedzieliśmy, że 150-200zł to stanowczo za drogo. Pan , który nas wiózł był szwagrem któregoś taksówkarza i po prostu po telefonie podjechał po nas.
 Droga do granicy jest szybka, ale myśleliśmy , że z Lanosa wystrzeli silnik. Marszrutką jechalibyśmy pewnie ponad dwie godziny ponieważ  zatrzymuje się na każdej wsi. Byłoby taniej, ale chyba nie warto.
Tym bardziej, że w planie mieliśmy 2 dni w Bieszczadach, w których jeszcze nigdy nie byliśmy,a tyle osób polecało. Na granicy ostatnie zakupy alkoholowe żeby wydać hryvny i pieszo do Polski. Kolejka dla Ukraińców byłą spora, a dla nas „EU citizen“ pusto. Nie sądziłem, że pomyślę kiedyś, jak dobrze być w Unii. O dziwo pan strażnik przepuścił panią z Usa po jej prośbach rozmowy z kierownikiem czy może wejść do Polski przejściem dla UE. Nie wierzę, że się zgodzili i czy z uprzejmości czy się wystraszyli pytania o kierownika. Amerykanka powinna stać z Ukraińcami według prawa. My po przylocie do Usa czekamy łaskawie czy dostaniemy wizę czy nie...

A tak wyglądała nasza trasa:


Dalsza podróż przez Bieszczady... cdn
Poniżej linkdo albumu ze zdjęciami

5 komentarzy:

  1. Świetne są takie podróże. I wiele uczą!

    OdpowiedzUsuń
  2. Radzę odwiedzić resoran Panorama Lwowa. Wystarczy wziąć pod uwagę, że jest możliwe, aby Prawo jazdy we Lwowie i jeździć na nich w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lwow piękne miasto, to jest możliwe, aby ukraińskiego prawa jazdy na tej firmie prawo jazdy we Lwowie

    OdpowiedzUsuń
  4. Też zastanawiam się z zoną nad takim wyjazdem weekendowym, ale nie wiemy w co się spakować. Z tego co czytałem to na przykłąd w Rayanair i innych tanich liniach lotniczych jako standard bagażu podręcznego obowiązuje teraz Torba 40x20x25. Zastanawiam się gdzie taką Torbę 40x20x25 jest najlepiej kupic. Widziałem kilka ciekawych modeli w tym sklepie https://www.pariso.pl/pol_m_Torby_Torby-podrozne_Torby-40x20x25-203.html i z tego co wiem to Torba 40x20x25 z tego sklepu jest produkowana przez nich i na prawde dobrej jakości. Powinienem ją kupić?

    OdpowiedzUsuń