środa, 19 czerwca 2013

Seszele-lazurowy raj-La Digue


Seszele- lazurowy raj

 

Anse Source d'Argent

 

Szeszele,Seszele jak to się wymawia, gdzie to jest? Po angielsku i francusku Seychelles.   Zapewne jakieś wyspy. Kanary, Bahamy, Wyspy Zielonego Przylądka. Wszystkie nazwy gdzieś usłyszane. Jeszcze Malediwy. Ale gdzie są Seszele, którym najbliżej  co do koloru turkusowej wody do tych ostatnich.
Oglądnąłem w sieci filmik o Seszelach i zrobił na mnie wrażenie.Może gdyby nie on to nie było tego tekstu. Los chciał, że następnego dnia był w promocji Emirates ten kierunek. Były też inne ciekawe kierunki jak Bangkok, Hong Kong,  Tokio, Malediwy i to w dodatku tańsze, ale uznałem ,że Seszele w takiej cenie się już nie trafią i to by Fly Emirates ( ale o liniach będzie później).Właśnie pisząc to, ogłoszono ,że w 2013 roku linie Emirates wygrały konkurs na najlepsze linie świata.(Ciężko mi w to uwierzyc)
W dodatku przez Dubaj (ale bez dłuższego stop overu bo już byliśmy w 2007r.)


Na forach powstały wątki o wyspach, kto leci ,z datami itd. Na początku nie kojarzyłem o czym mowa czytając o La Digue, Praslin czy Mahe. Wiedziałem jedno, że na Mahe wylądujemy.

Im bliżej do wyjazdu to bardziej żałowałem ,że akurat ten kierunek wybrałem.
Co my będziemy tam tyle robic, a ceny to w ogóle z kosmosu. Wyjazd obejmował długi weekend majowy.

Rozesłałem ok. 50 maili do kwater prywatnych, rozplanowałem pobyt na 3 wyspy i w planie było nakręcenie pierwszego filmu z wyprawyJ  (już na lotnisku okazało się ,że zabrałem tylko jedną kartę 4gb do aparatu) Zaczniemy od najmniejszej wyspy La Digue i następnie będziemy się przemieszczac przez „środkową” Praslin i wrócimy na ostatnie 4 dni na Mahe.
Ubrania tylko i wyłącznie na lato, gdyż na miejscu jest stała temperatura ok. 30stopni.
Spakowaliśmy trochę jakiegoś jedzenia, przekąsek bo ceny naprawdę są wysokie, w końcu to wyspy.
Skoro większośc czasu poświęcimy na plażowanie i odpoczynek to zabieramy nie przeczytane i od dawna leżące w biblioteczce książki.

Trochę faktów:
Mahe jest największa wyspą. La digue najmniejszą, niezmotoryzowaną, a Praslin średnią pomiędzy nimi.
Walutą na Seszelach są rupie, gdzie 1euro odpowiada niecałym 15 rupiom.
Większośc Seszelczyków mówi w dwóch językach: francuskim i angielskim.

 Tak to wyglądało,3 wyspy





Podróż:

Wylot z Warszawy więc standardowo jedziemy pkp z Katowic.
Przed odlotem mamy możliwośc wybrania miejsc w samolocie i dobrze jest to zrobic by móc coś zobaczyc przy lądowaniu w Dubaju i na Seszelach. Możemy także wybrac specjalny posiłek w samolocie spośród 40 np. Asian ,Indian, Vegetarian, bez glutenowy, dietetyczny itd.
Warto dodac, że wybierając taki posiłek , dostaniemy go wcześniej niż inni pasażerowie, którzy zjedzą podstawowy i będą mieli do wyboru 2 dania.


Jeszcze na dworcu pkp spotykamy znajomych, którzy wracali z Bangkoku ale lecieli Qatar Airways. „nic specjalnego” słyszymy, zdziwienie, niby jedne z lepszych linii świata.

Jako odprawieni  on-line podchodzimy do innej kolejki przy stanowisku Emirates, gdzie są wyłożone dywany dla pierwszej klasy i możemy zobaczyc stewardessy w arabskich kostiumach z czapeczką na głowie i gustownym szalem zwisającym z niej. Zawsze i na każdym lotnisku są charakterystyczne, a w liniach widac przepych. Sam napis w nazwie jest w końcu złoty.

Lecimy z Warszawy przez Dubaj gdzie mamy ponad 3 h postoju i dalej na Mahe- największą wyspę Seszeli i stolicę( podobno najmniejszą na świecie)

Lotnisko w Dubaju z przepychem, jak to w Dubaju:) Szukamy sklepu  żeby zakupic dodatkową kartę, ale nasz aparat jest wyposażony w Compact flasha, a w sklepach tylko MicroSD. I oczywiście oglądnąc mecz Champions League. Znajdujemy na końcu terminala bar Heinekena.

Lądujemy na Mahe ok. 7 rano i słońce już praży. Sprawna kontrol, pytali tylko gdzie się zatrzymujemy na czas pobytu i wbijają „kokosa” do paszportu. Dostajemy darmowe ulotki o wyspach gdzie są karty sim z airtela doładowane na wartośc 25rupii.


 W planie było dostanie się na La Digue jakimś kutrem z cargo. Już przed podróżą dowiedziałem się, że znany Bella Seraphine, który zabiera pasażerów za 15 euro, jest w renowacji. Wsiadamy do srebrnego i zarazem najlepiej wyglądającego busa na lotnisku, należącego do Cat Cocos( przewoźnika ,który świadczy usługi katamaranami pomiędzy wyspami). Bus jest znanej nam z Kuby chińskiej marki i przede wszystkim darmowy do przystani. Jest środa, katamaran kosztuje 63euro od  osoby i płynie dopiero o 16 bo w środy nie pływa o 10. Na zegarku 8 rano ,a słońce pali żywcem naszą skórę na przedramieniach. Próbuje ustalic czy ktoś płynie dzisiaj z jakimś towarem w stronę La Digue.
Jest jedna łajba, ale żadnych siedzeń, nie tak jak na Seraphine i wołają 20e od osoby.
A co jak będzie bujac i to w dodatku 4h ,które płynie cargo? Katamaranem 1,5h ale z opowieści ludzi wracających pamiętam jak 80% załogi zwraca śniadanie z samolotu.
Decyzja, skoro katamaran kosztuje tyle co awionetka i nie płynie w godzinach porannych to wracamy na lotnisko. Zagaduję chłopaka z darmowego busa i jakoś tak wykombinował, że wrócił z nami na lotnisko i nie chciał nic za to ale na parę piwek mu zostawiliśmy za chęci.

Na lotnisku w biurze Air Seychelles pani mówi, że miejsca są na loty o 13 lub o 20 tylko i koszt to 75e od osoby! Dodam, że samolot leci na Praslin ,a stamtąd trzeba się dostac jeszcze promem za 15e osoba. Pytam uprzejmą panią skąd ta cena, że na internecie 60$ ,a ona to proszę sobie kupic na internecie.”a czy jak kupie to Pani mi je wydrukuje?” „Ofcourse” To nie koniec problemów z Air Seychelles ale o tym przy okazji pobytu na Praslin.
WIFI na lotnisku nie działa, więc zostaje tel do Polski, żeby ktoś nam kupił te bilety. W Polsce godzina po 6 rano. Cena się zgadza jak pamiętałem 60$ ale zostało 1 miejsce, później dopiero godzina 20. Dobra, tracimy czas na urlopie. Powrót do biura i chcę te bilety za 75 e.

NIE MA! Ręce opadają, upał niemiłosierny, na stacji benzynowej naprzeciwko nie ma sklepu, a woda na lotnisku kosztuje 40 rupii.

Kolejna ważna decyzja. Wracamy na przystań. Tym razem lokalnym autobusem, za 5rupii od os. z przystanku po lewej stronie wychodząc z lotniska. Trzeba pamiętac, że autobus jadący w prawo (na przystań)zatrzymuje się na przystanku po drugiej stronie drogi, jakby dla kogoś brakło kawy w samolocie na otrzeźwienie J
Siedzimy z plecakami ok. 30 min i w końcu czwarty z kolei autobus ma trochę miejsca i jedzie w stronę Victorii-stolicy. Po kolejnych 30 minutach(wcześniej droga busem cat coco zajęła 15 min) wysiadamy. Jeszcze kawałek pieszo do przystani, przypominam, że upał i wilgotnośc są bardzo męczące. Zrobiła się godzina około 11:30. Spotykamy anglików ,którzy zamierzają czekac na katamaran do 16. Zwiedzili już miasto i czekają. Nas woła kapitan łajby,a co tam, mamy dośc, płyniemy.
-Paniee, a buja dzisiaj bardzo na morzu?
-nie,jest spokojnie.-
-a to wsiadamy

Wrzucamy plecaki i kładziemy się na tyle. Obok nas stoją skrzynie z pomarańczami do hotelu La orangerie, czosnek i limonki. Prawie całą cztero godzinną podróż przesypiamy(aviomarin zrobił swoje) Mi opaliło pół twarzy, dosłownie prawą stronę, którą miałem w słońcu jak spałem J o 16 jesteśmy na miejscu ,gdzie czeka na nas Fred, właściciel kwatery. Zostawiam 30euro za nas dwójkę kapitanowi i w ten sposób zaoszczędziliśmy 90 euro,a Anglicy dopiero wypływali.
Ze statku wyładowywali towar i dopiero później się zorientowaliśmy, że na statku była załadowana mini ciężarówka, a na niej jeszcze meble.
Rada-nie przylatujcie w środy:)
Poniżej mapa,będzie łatwiej zrozumiec i wyszukac wszystkie Anse






La Digue-na mapie
(www.seychellenbilder.de)

 


La Digue:


Jetty wieczorem i zacumowane katamarany




Mała wyspa o wymiarach jakieś 2km na 5 km. Wszędzie można dostac się rowerem lub pieszo. Co prawda jeździ po niej parę samochodów ale tylko tych które mają specjalne pozwolenie. Głownie małe ciężaróweczki do 2ton, którymi przewożą zawsze jakieś meble, materace czy coś na budowę nowych domów.
Śpimy w Island Bungalows. Zostajemy na wyspie 5 dni. Płacimy 75e za 2 os ze śniadaniami za dobę i będzie to najtańsza nasza opcja podczas pobytu.
2 domki i nasz pokój dołączony do domu właściciela Frediego. Mieszkamy zaledwie 200metrów od Anse Severe.
Pod wieczór małe zakupy i rozeznanie. Gdzieś trzeba oglądnąc Ligę Mistrzów:)
Udaje się nam oglądnąc u Frediego w domu na telewizorze. Możemy także korzystac z komputera i internetu. W jednym z domków mieszka para z Polski. Wyobraźcie sobie co się tam działo jak Lewandowski strzelał 4 gole Realowi:)

 Island Bungalows



 

Na drugi dzień Włosi z domku obok i także Fredy ,który próbował już spac , pytali co się działo w nocy, gdyż mecz zaczął się dopiero o 22:45 przypominając o strefie czasowej na +2h. A było nas słychac:)

Wypożyczamy rowery na 4 dni z czego płacimy tylko za 3. łącznie 600rupii za 2. Czyli wychodzi 100rupii / dzień.
Pierwsza wycieczka na Grand Anse. Czasami są strome podjazdy, a po drodze dwie knajpki-domki przy drodze gdzie można się napic świeżo zrobionego soku z przeróżnych owoców. Zaczynając od 10 rodzaji jabłek skończywszy na star fruit.
Nie zauważyliśmy przy plaży ścieżki na Anse Coco ,a wiedzieliśmy, że była też na znakach przy drodze.
Lunch lub mały obiad najlepiej jeśc w jednym z dwóch take away’i na wyspie. Zdecydowanie lepszy jest ten o nazwie Gala. Robią tam przepyszną lemoniadę z limonki. Soki z owoców w drodze na Grand Anse czy przy Anse Banane wychodzą dużo słabiej. Jedno danie można zjeśc już za 50rupii i się najeśc. Np. kurczak z frytkami, czy w carry z mleczkiem kokosowym i z ryżem(a dają go sporo) i takim ich sosem. Wołowina czy makaron z warzywami. Każde osobne danie i kosztuje tyle samo. Mają czynne od 11 do 14 i później dopiero wieczorem od 19 chyba. WAŻNE, bo w niedziele mają zamknięte. Drugi take away bliżej portu i „centrum” jest czynny,ale słabe jedzenie.

 Grand Anse





Wieczorem wybieramy się do pizzerii opisanej w przewodniku. Pizzeria at Gregoires. Pizza była bardzo dobra jak i lasagna w inny dzień. Jest jedno „ale”- czas oczekiwania! Mają 1 kelnera i kucharza, a ludzi masę. W dodatku można zamawiac na wynos i już się robi  masakryczna kolejka. Zanim usiedliśmy to ja już zamówiłem więc nie czekaliśmy tyle co inni ale i tak ok. 1,5h ! Już się śmialiśmy z tej sytuacji i tego biednego kelnera, który pracował tam codziennie.


Koniec drogi przy Anse Fourmis


Na drugi dzień pojechaliśmy w drugą stronę wyspy, w kierunku jednego z bardziej znanych hoteli Patatran. Droga kończy się przy plaży Anse Fourmis, ale był taki odpływ, że spokojnie w butach do wody można by się dostac na Anse Caiman. Z tego co wyczytałem, niektóre osoby próbowały się tam dostac ścieżką, która czasem po opadach jest dosyc trudna. My byśmy tam spokojnie doszli w 10 minut przy takim odpływie.
Wracając zahaczamy o knajpkę z sokami gdzie luźno sobie chodzi wielki żółw, pies i kury. Sok jest droższy niż te przy drodze na Grand Anse i jest więcej ludzi. Mimo to jest zabawnie, gdy pani karmi żółwia bananami, a on boi się kur, które mu je zabierają. Ciekawe jak później będą smakowac jajka, gdy kury jedzą banany:)
Postój na soczek



Również przy naszej Anse Royale jest dużo odpływ i można by 200metrów wejśc w głąb morza. Wieczorem właśnie tutaj odpoczywamy i drażnimy się z małymi białymi krabikami chodzącymi i kopiącymi dziury obok nas.





 Pogoda zmienną jest



Trzeciego dnia padało w nocy i od rana. Myślałem ,że jak popada w nocy to w dzień będzie słońce. Nic z tego. W 4 i 5 dzień padało od popołudnia. Dobrze, że z rana udaliśmy się na obowiązkowy punkt wyspy , plażę Source d’Argent.
Włoch mieszkający obok doradził nam, żeby zostawic rowery przy lotnisku dla helikopterów i przejśc do parku od strony oceanu zaoszczędzając 200rupii za 2 os czyli jakieś 15e. Tak też zrobiliśmy tylko w połowie drogi zamiast iść cały czas plażą weszliśmy do parku. Obeszliśmy plantację kokosów, zagrody z żółwiami i nagle po 15minutach podjeżdża do nas ktoś na rowerze i pyta o bilety. Dziwne było, że wiekszośc ludzi jedzie na rowerach ,a my pieszo. Powiedział, że ktoś nas widział jak idziemy wodą za ogrodzeniem i mu zadzwonił. Musieliśmy się wrócić po rowery i zapłacic za bilety. Straciliśmy jakieś 30 min,a po prostu nie chcieliśmy zwiedzac całego rezerwatu. 

 Anse Source d'Argent





Przy „Dartanianie”  także był duży odpływ i ten lazur wody nie porażał tak bardzo jak na pocztówkach czy w przewodnikach. Wybrałem się więc pieszo aż za Anse Pierrot(tak mi się wydaje). Po 13 chcieliśmy wyskoczyć do take away’ea  i wrócić później bo podobno ładniej jest popołudniu gdy słońce świeci pod innym kątem na głazy i wody byłoby więcej. Niestety jeszcze w knajpie się rozpadało i padało aż do wieczora. Tak więc już nie wróciliśmy na Dartaniana bo w ostatni dzień rano wypływaliśmy.

 Anse Source d'Argent





Wieczorem gdy przestało padac wybraliśmy się jeszcze na najwyższy szczyt wyspy. Ależ było duszno i parno, a było po deszczu. Z zaciśniętymi zębami i jednym rowerem dotarliśmy pod knajpę przy szczycie, zostawiając drugi rower na samym dole przy podejściu. Z góry roztacza się ładny widok na zatokę i zachód słońca, a nietoperze latają nad głowami w biały dzień z drzewa na drzewo w poszukiwaniu owoców. Nie polecam zjazdu na rowerze, zwłaszcza gdy wcześniej padało.

Widok ze szczytu na Praslin


Nie ma sezonu na mango,ulubiony przysmak nietoperzy

Tak mija nasz pobyt na pierwszej wyspie. Z pogodą było pół na pół. Nie udało się dotrzec na Anse Coco i zrobic zdjęc pełnego lazuru przy plaży obok hotelu Patatran i zachodu na Source d’Argent. Mimo to, jak się później okaże, do tej wysepki mamy sentyment po powrocie i chyba było na niej najlepiej. Tak swojsko, wszędzie blisko i na rowerach.
Muszę napisac ,że nie mieliśmy żadnych problemów z wodą w pokoju, może dlatego ,że wszystko było praktycznie nowe, nie dawno wybudowane. Mimo to przez 3 dni kąpaliśmy się w zimnej wodzie. Nie dawało nic kręcenie podgrzewaczem i czekanie aż spłynie zimna. Winnym okazał się zupełnie przypadkiem taki mały pstryczek-elektryczek, obok kontaku w pokoju. Dzięki któremu coś zaczęło działac w łazience i popłynęła wrząca woda:) Teraz śmiejemy się z tego.
Podczas pobytu odbył się także pogrzeb. Było na nim chyba pół wyspy, a kobiety , zwłaszcza starsze panie były bardzo ładnie poubierane z kapeluszami na głowach. Podobnie w niedzielę podczas drogi do kościoła.


Porady: oczywiście latarka, o której wiedzieliśmy ale zapomnieliśmy. Miejscowi jeżdżą bez ale w nocy jest naprawdę ciemno, nie ma praktycznie latarni. Nam pożyczył Fred, a także parasolkę:)

Cały album można zobaczyć : tutaj

Wkrótce relacja z  drugiej wyspy Praslin , po francusku czyt. Pralęę  :) 




5 komentarzy:

  1. tak mówia ze seszele to raj

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, a my codziennie chodziliśmy na Source de Argent za helikopterem, nikt nas nie zczapił. Ale szliśmy od razu na plażę, a wracaliśmy parkiem :)
    Z sorce de Argent super jest pójść wodą do Anse Marrone, widoki cudo!!!

    Super relacja! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, jest się czym chwalić.

      Usuń
  3. Ech... jeszcze 3 dni i też tam zmykamy - tydzień Praslin, to samo La Digue i 1 dzień na Mahe. Coś czuję że będzie nieźle. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ile zapłaciłeś za bilet w promocji. Chciałabym mieć porównanie do cen regularnych. Dzięki z góry za info.

    OdpowiedzUsuń