czwartek, 1 sierpnia 2013

TENERYFA-wulkaniczna wyspa

Teneryfa- wyspa z czarnym piaskiem









Wyczekiwany urlop nie nadchodził. A raczej promocje na loty i ciekawy kierunek. Listopad, deszczowa jesień.
Last minute, trafia się Teneryfa. Tylko na tydzień,a jest tam jeszcze ciepło?

Podróż:
Lecimy z Katowic czeskim czarterem travel service. Lot trwa tylko lub aż 5,5 godziny. Samolot jest ciasny i brak jakiegokolwiek darmowego cateringu podczas takiego lotu. 5,5 godziny to nie mało. Lądujemy rano na południowym lotnisku wyspy. Są dwa, północne i południowe.Czasem samoloty muszą lądować na południu mimo planowanego na północy,ze względu na występujące silne pdmuchy wiatru.

Musimy dojechać jeszcze autobusem do Puerto de Santiago, gdzie mamy hotel. Wszystko niedaleko Los Gigantes.

Mijamy po drodze plantacje bananów kryte jakby firanami czy płachtami. Są wielkie. Dlaczego w Pl banany są z Ekwadoru czy Kostaryki? Jeszcze nie widziałem z naklejką Tenerife.

W hotelu jesteśmy około południa. Pogoda super, temperatura w cieniu 22-25st , świeci słońce, a chmury odgania wiatr znad Atlantyku.

Hotel to sieciówka, Be live playa grand arena. W recepcji próbują coś mówić łamanym polskim. Dostajemy pokój z widokiem na morze,super. W całym hotelu jest pełno roślin i kwiatów,a wewnątrz, szczególnie przy recepcji bardzo pachnie.

przy recepcji asian bar



I DZIEŃ

Nie mamy jak zawsze 2 tygodni więc już pierwszego dnia rozglądamy się jak najtaniej wypożyczyć samochód. Namawiamy jeszcze jedną młodą parę z Polski, żeby wyszło taniej i jutro o 9 rano będzie na nas czekał nowy opel corsa za 60euro na 2 dni. Korzystamy z tej sieci: http://www.cicar.com
I polecam tą firmę bardzo. Nie potrzebowali karty kredytowej ani żadnego depozytu. Przy zwrocie nie sprawdzali nic i w dodatku pan oddał nam 9 euro za paliwo , którego nie wyjeździliśmy.

Rekonesans po sklepach i okolicy i relaks na basenie do wieczora.


taki mamy widok z balkonu





II DZIEŃ

Z samego rana odbieramy auto o 9 i ruszamy w czwórkę w kierunku wulkanu Teide, który jest  najwyższym szczytem Wysp Kanaryjskich i całej Hiszpanii. Mamy fajne widoki po drodze,a temperatura powietrza spada. Docieramy przed 10 i polecam taką wyprawę jak najwcześniej, gdyż 30 minut później dojeżdża masa autokarów, a kolejka zwiększa się do gigantycznych rozmiarów, gdzie trzeba odstać ponad godzinę!


wyjazd na górę



Wyjazd kolejką pod szczyt dla 2os to koszt 50euro! Ale warto. Nieco ponad 3700m.n.p.m i ponad chmurami jest fantastyczny widok. Temperatura to -2 stopnie. Chodzimy wkoło,oglądamy magmowe skały. Jest ścieżka na samą górę pod krater wulkanu, ale trzeba to zgłaszać dużo wcześniej w Parku aby dostać pozwolenie.


ponad chmurami



Około południa kolejka jest już gigantyczna. My kierujemy się na północny-wschód. Stajemy w miastezku La Orotava. Przy małym ryneczku stoi już ładna Bożonarodzeniowa szopka. Przypominam ,że mamy listopad. Miasteczko ogólnie jest bardzo spokojne i pełne starych kamieniczek i ulic.


La Orotava i szopka Bożonarodzeniowa

Kolejnym celem podczas naszej wyprawy tego dnia jest jedno z większych miast na wyspie Puerto De la Cruz. Chcieliśmy tutaj zobaczyć Lago Martianez czyli sztuczną zatokę z turkusową wodą. Jest to kompleks z płatnym wstępem. Atrakcją niedaleko miasta jest także Loro Park. Typowy park dla dzieci, takie zoo z egzotycznymi zwięrzątkami i roślinami z przeróżnymi pokazami.
Troszeczke błądziliśmy po mieście i zupełnie przypadkiem trafiliśmy na Playa Jardin. Piękna duża plaża z ciemnym piaskiem. Spacerujemy nadbrzeżem  miasta i ruszamy dalej wzdłuż wschodniego wybrzeża. Stajemy sobie samochodem gdzie chcemy się  zatrzymać i popatrzyć nieco dłużej na ładny widok niż zza szyby samochodu.

Playa Jardin




Następnym przystankiem jest  miasteczko Icod de Los Vinos, którego główną atrakcją jest około tysiącletnie drzewo Drago De Icod. Po paru minutach szukania znajdujemy miejsce do zaparkowania. Jest bardzo stromy podjazd i trzeba zrobić kopertę tyłem w dół. Zaparkować się udało.Problem był później, przy powrocie, gdy prawie dobiliśmy do auta za nami i przypaliłem sprzęgło. Oj było stromo.

drzewo Drago



Kierujemy się wciąż wybrzeżem na północ aż kończy się szlak w Buenavista Del Norte. Robi się już późno i mamy nadzieję,że słońce nie zajdzie zanim nie przejedziemy krętą drogą przez wioske Masca.
Niedaleko jest wąwóz o tej samej nazwie, który jest słynny na wyspie dzięki wyprawom trekingowym w stronę wybrzeża i latarni morskiej skąd można już na szczęście wrócić łodzią i podziwiać klify Los Gigantes.

zachód w Masca


Po kilku dziesięciu krętych i ostrych zakrętach stajemy żeby podziwiać zachód w wąwozie. Jest silny wiatr. Taki ,że aż kołysze naszym małym autkiem. Zaparkowaliśmy na skraju wąwozu,a starszy pan obok nas pokazuje, że strasznie wieje, żeby nie wysiadać z auta. Jakie było nasze przerażenie gdy facet chciał już odjeżdżać autem i się nie dało. Próbuje i tylko lekko buja auto to w przód to w tył. Wiatr był silny, ledwo dało się otworzyć drzwi w aucie ,ale niemożliwe żeby nie mógł ruszyć. Jaki mieliśmy ubaw gdy się okazało ,że facet nie opuścił hamulca ręcznego.
Widoki po drodze są naprawdę niesamowite,a drogi krętę jak serpentyna. Jakieś autobusy kursują tą trasą i przy zakręcie zahaczają podwoziem o drogę!


 kręte drogi 


Do hotelu wróciliśmy już gdy było ciemno. Codziennie inna tematyczna kolacja.

III DZIEŃ

Trzeciego dnia, a drugiego z autem chcemy ruszyć na typową północ wyspy do stolicy Santa Cruz i w góry Anaga. Nasi towarzysze z poprzedniego dnia nie chcieli już jechać w tą stronę. Więc jedziemy w dwójkę. Tankujemy za 20e. Dobrze,  że nie pełny bak bo auto pali bardzo mało. Benzyna jest po niecałe 1 euro,dokładnie chyba 97 eurocentów. Teneryfa ma tylko 5% odpowiednika naszego VATu więc paliwo,alkohol czy perfumy są tańsze niż u nas.

Droga na północ wiedzie praktycznie cały czas autostradą. Nie zatrzymujemy się nigdzie oprócz miasteczka Candelaria z Bazyliką Matki Boskiej gdzie znajduje się posąg patronki Wysp Kanaryjskich. Po drodze mijamy typowo turystyczny kurort Playa De las Americas i park wodny Siam Park, ale tam jeszcze pojedziemy autobusem.


Plaza przy Bazylice

Stolicę wyspy zwiedzamy praktycznie z samochodu. Zależy nam na małym relaksie na jednej z niewielu żółtych plaż wyspy Playa De las Teresitas. Swój kolor zawdzięcza Saharze skąd pochodzi piasek, który przywieziono przy rozbudowie plaży.
Przy plaży jest duży bezpłatny parking,toalety i prysznice. Ze wzgórza rozciaga się niesamowita panorama na plażę.


 Playa de las Teresitas


Po drugim śniadaniu i relaksie  ruszamy krętymi drogami w pasmo górskie  Anaga. Zdecydowanie warto tutaj zajrzeć i pobłądzić w spokojnych wioskach Taganana, Almaciga i Benijo. Jedziemy cały czas wybrzeżem typowo północnym po przejechaniu przez góry. W pewnym momencie tak pobłądziliśmy, że droga się skończyła,a poniżej w wąwozie była wioska.

Góry Anaga




Wioski przy północnym wybrzeżu


Piękne widoki na tej trasie.
My wracamy przez koloniane miasteczko San Cristobal de la Laguna gdzie są naturalne laguny morskie. Pogoda już nie sprzyjała, jak to bywa na północy wyspy podobno. Ogólnie nawet na plaży było chłodniej niż przy naszej na południu.
Zjedliśmy obiad w ładnej nadbrzeżnej knajpce i pora wracać gdyż drogi na 2 godziny.

Wieczorem znajomi wyciągnęli nas jeszcze na małe balety do Las Americas. Krótko mówiąc centrum gdzie są wszystkie bary i dyskoteki .Przypomniało mi trochę Tajlandzki Patong na Phuket. Pełno naganiaczy, śmierdzi i wszędzie ulotki. Jedynie pogadaliśmy troszkę z jednym Polakiem, który sobie „dorabiał“  wieczorami i mieszkał na wyspie już rok.

IV DZIEŃ

Auto oddane rano, koniecznie przed 9. Stajemy na przystanku nieopodal hotelu i czekamy na autobus, którym za 2e dojedziemy do Las Americas. W niecałą godzinę jesteśmy na miejscu. Po drugiej stronie autostrady i stacji autobusowej jest wielki park wodny Siam Park.  Atrakcja nie dla nas. Ja już byłem w wielu .
Włóczymy się trochę po centrum,sklepach i nadbrzeżu. Na plażach tłumy ale wszędzie czysto i pełno knajpek. Na piechotę przeszliśmy jakieś z 8 km tam i spowrotem wybrzeżem.
Wracamy i popołudniu grzejemy się w słońcu, które zachodzi po naszej stronie wybrzeża za wyspą La Gomera.
Wieczorami przesiadujemy w knajpkach. Wyświetlają wszędzie mecze ligi mistrzów czy popularne programy rozrywkowe w UK, specjalnie dla Anglików.

V DZIEŃ



Okolice hotelu

Po śniadaniu wybieramy się na piechotę pod klify Los Gigantes i do portu nieopodal. Nie jest daleko, jakieś 3km w jedną stronę. Spacerujemy sobie powoli. Raz z górki raz pod górkę. Mijamy parę plaż w małych zatoczkach i ładny hotel na klifie Barcelo.


 W drodze do Los Gigantes


Klify są ogromne. Widać je z portu. Stamtąd można także wyskoczyć na skutery wodne lub wycieczkę.
Można je podziwiać także z plaży nieopodal. Należy skręcić w prawo, w uliczkę przed samym portem, dokładnie w Calle Los Guios. Dotrzemy na końcu uliczki na małą ,ale ładną plaże. Nam się trafiła tęcza na krajobrazie klifów. Los Gigantes musza robić wrażenie gdy się podpłynie pod nie łódką .


 Ogromna ściana


Ostatnie dni spędzamy na typowym relaksie i wygrzewaniu się w słońcu.U nas w Polsce wkońcu deszczowa jesień. Wyskoczyliśmy jeszcze raz autobusem do Playa de las Americas też na czysty relax.

Hotel inny widok


I na koniec:
Podsumowując Teneryfę polecam gorąco. Jest co zwiedzać. Różnorodny krajobraz. Roślinność w górach i plaże we wszystkich odcieniach ciemnego koloru.
Do tej pory nigdzie nie widzieliśmy takiej różnorodności na tak małym terenie.

Wyskakując do Las Americas można się także rozerwać. Dla rodzin z dziećmi też się coś znajdzie. Na wyspie są wkońcu 2 parki tematyczne. Odwiedzając oba dostajemy zniżkę.

Dla maniaków shoppingu są niższe ceny. Niekoniecznie mowa tutaj o biżuterii,perfumach czy ubraniach. Można także kupić dobrą i tanią oliwę z oliwek czy wino.

A wielkim plusem przedewszystkim jest mniej więcej stała temperatura ,gdzie w zimie czy jesieni możemy zaczerpnąć trochę słońca. Nie bez powodu emerytowani Niemcy, Holendrzy czy Anglicy wyskakują o tej porze roku wygrzać kości na Wyspy Kanaryjskie.


Cały album z wyprawy tutaj



1 komentarz: