DA NANG-Chińczycy, kasyna,hotele
Do Da Nang dojechaliśmy ok
16. Autokar Sinh Tourist zatrzymuje się
po drugiej stronie rzeki, czyli wschodniej patrząc od plaży.
Hotel, który zarezerwowaliśmy
był niestety przy plaży, czyli mieliśmy do
niego prawie 5km.
Wzięliśmy więc taksówkę, która sporo nas kosztowała ze
względu na odległość. Przejechaliśmy przez „smoczy most“ i po tej stronie miasto jest
całkiem inne. Tak jakby rzeka dzieliła miasto na dwie części- pierwszą starą od strony lotniska, gdzie mamy
dworzec i markety oraz drugą z jedną wielką budową hoteli z dostępem
do plaży.
w taksówce
Kolejny raz trafiliśmy do
dopiero co wybudowanego hotelu.
Nasz Grand Seaview był
typowym wietnamskim hotelem, czyli budynkiem wąskim i wysokim. To był nocleg tylko na 1 noc, ze względu na to, że
przedłużyło się nam w Hue, a następnego dnia mieliśmy lot na wyspę Phu
Quoc właśnie z Da Nang .
Budynek był naprawdę nowy i
dostaliśmy pokój na ostatnim 6 piętrze z małym widokiem „na morze“.
Dlatego napisałem w cudzysłowie bo ten widok na morze za parę miesięcy może być
widokiem na ścianę nowo powstałego hotelu tuż obok.
widok z 6 piętra w Grand Seaview
Trzeba napisać, że Da Nang
jest miastem prężnie rozwijającym się. Wszędzie słychać odgłosy budowy przez 7dni w tygodniu.
Przyjeżdżają tutaj na wakacje masy Chińczyków i Rosjan. Specjalnie dla nich otwierają
się drogie hotele i kasyna. Za parę lat możemy nie poznać Da Nang.
Bulwar nadmorski już trochę przypomina
zachodnie wysokorozwinięte miasta z dostępem do morza. Oczywiście nie brakuje
drogich restauracji, kawiarni starbucks itp. Przy plaży przez 9km ciągnie się
deptak z palmami i trawnikiem, który jest pieczołowicie pielęgnowany przez
wietnamskie kobiety w stożkowych kapeluszach.
Po zameldowaniu w hotelu
udaliśmy się coś przekąsić. Jak zawsze mały głód zniwelowało szybkie banh my na
straganie tuż obok naszego hotelu. Następnie przeszliśmy się deptakiem przy
plaży, a potem odbiliśmy trochę w kierunku centrum. Szkoda, że pogoda się
popsuła i musieliśmy założyć peleryny. Niebo zasnute chmurami niestety nie
zwiastowało poprawy. W innym przypadku już byśmy mknęli skuterem w kierunku
Marble Mountains lub półwyspu Son Tra, z którego spogląda na morze i
miasto Da Nang 67metrowa biała Lady Budda. Posąg jest widoczny z plaży w
Da Nang. Jej biały blask podobno oświeca drogę marynarzom.
można dostrzec z odległości ok 15km Lady Budde
Trochę żałujemy, że pogoda
zrobiła figla bo te 2-3h czy drugie tyle przed wylotem rano następnego dnia
wystarczyłyby w zupełności na zwiedzenie półwyspu, czy choćby marmurowych gór.
Plusem tego, że do miasta smoka
trafiliśmy w weekend było to, że właśnie owy smok na moście Cau Rong tylko w soboty i niedziele wieczorem
zionie ogniem, a następnie tryska wodą.
Tak więc po 20-stej
ruszyliśmy taksówką w stronę mostu. Kierowca taksówki chciał nas wysadzić
przed mostem, ale my uparcie chcieliśmy żeby przejechał na drugą stronę.
Zresztą tam mieliśmy zapisane też knajpki na kolację. A czy już mówiłem, że
jedzenie w podróży jest ważne? J
Zaczynał znowu siąpić deszcz,
a spektakl miał się zacząć o 21 więc przeszliśmy pieszo mostem w kierunku
głowy smoka.
Na 30min przed, ludzi
zbierało się dość dużo na moście i pod nim.
Ogólnie w takim miejscu wtedy
też znajdziecie panów z lodami na wózku wołającymi „kem“ ,z watą
cukrową czy słynną rurką z kokosem z Hanoi Bo Bia. Po prostu mały festyn w
niedzielę.
ozdoby jeszcze przed walentynkami
Nastała godzina 21. Wszystkie
smartfony, Ipady i aparaty zaczęły robić zdjęcia. Wydawać by się mogło, że
gdyby tylko się dało to ludzie by weszli na smoka w celu zrobienia jedynego w
swoim rodzaju selfie.
Jak dobrze, że gdy skończyło
się „paliwo“ przeszliśmy pod mostem w kierunku garkuchni, które rozstawiły się wzdłuż
rzeki.
W tym właśnie momencie smok
musiał ostudzić i siebie i zapał ludzi, więc zaczął tryskać wodą tworząc wielką
fontannę. W jednej chwili wszyscy zaczęli uciekać:) Może gdyby było lato i
40-sto stopniowy upał to byłoby to przyjemne.
My po raz kolejny spróbowaliśmy
czegoś nowego. Wybraliśmy dwie garkuchnie, gdzie młode panie robiły grillowane
naleśniko-tortille posmarowane kokosowym tłuszczem z mielonym mięsem, dymką,
jajkiem przepiórczym, chilli i majonezem, a wszystko to na ryżowym placku. Niby nic, ale tak nam to zasmakowało,
że po pierwszym placku wzięliśmy kolejne 2 u drugiej pani, a te smakowały
inaczej niż u poprzedniczki. To tak jak z sałatką jarzynową – każdy robi
z tych samych produktów, a wszędzie smakuje inaczej ;)
Jedyne 10tys vnd czyli 0,5$ za tortille
Wietnamska młodzież
prosiła o dzielenie placków na pół lub na 4 przez co trochę musieliśmy się
naczekać, ale pani bardzo sprawnie dzieliła je nożyczkami. Ten sposób
„krojenia“ jest obecny na każdym rogu w Wietnamie, zarówno w garkuchni jak i
restauracji. Wracając wzięliśmy jeszcze jeden placek u pierwszej pani i po
małej Bo Bia u pana na rowerze.
Idąc promenadą wzdłuż rzeki
jest mnóstwo knajp, a także duży food court na statku, który przycumowany jest na
stałe.
Wbijajcie śmiało na yacht:)
Po 22 wszyscy w mgnieniu oka
się rozeszli, więc i my ruszyliśmy w stronę hotelu. To był naprawdę fajny
wieczór.
W Da Nang jest także park rozrywki z chyba największym diabelskim młynem. Wejściówka nie kosztuje dużo bo 7$ na cały dzień i można korzystać do woli. Nam niestety brakło czasu i pogoda uniemożliwiła takie atrakcje. Next time :)
Poranne śniadanie było bardzo
marne, a wylot na Phu Quoc mieliśmy dopiero o 11.
Da Nang nocą
Cau Rong po drugiej stronie
Tzn lecieliśmy do Sajgonu
z przesiadką i dalej na wyspę obok Kambodży.
Lot z Da Nang Vietnam Airlines odbył się
bez problemowo. Mieliśmy spokojne 2h na odprawę i przesiadkę.
Przelot na Phu Quoc był
tańszy JetStarem płacąc nawet za jeden bagaż.
Niestety okazało się, że lot był
opóźniony o 1,5h, a w rezultacie o 2,5h.
Może to dlatego, że taniej, a może po
prostu przypadek, kto wie? Zamiast dolecieć na wyspę po 16 i zobaczyć jeszcze
zachód słońca, to z Sajgonu wylecieliśmy dopiero ok 17, gdzie przez
ostatnią godzinę nie było żadnej informacji o boardingu, a przelot zapewnił w końcu
Vuelling! Jedynym plusem było czekanie na odlot w cichym saloniku business dla
priority pass. Oczywiście przy smacznym posiłku i zimnym piwku ;)
c.d.n
Cały album z Da Nang , a także inne dostępne tutaj
Coś wspaniałego Gratuluję wykonania :-) To idealnie trafia w mój gust.
OdpowiedzUsuńAle piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńSuper opis :) Te jedzonko bardzo tanio wam wyszło i pewnie było smaczne.
OdpowiedzUsuńWietnam to bardzo niedoceniany kraj, a posiada wiele pięknych miejsc ! :]
OdpowiedzUsuńRewelacyjne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńWejściówka w fajnej cenie :) Mieliście super przygodę :)
OdpowiedzUsuńSmok ziejący ogniem a później tryskający wodą to świetna atrakcja :) Wasze podróże są inspirujące.
OdpowiedzUsuńNocne zdjęcia są przepiękne! Ogólnie wszystkie świetnie obrazują Twoją podróż. Aż mam smaka na taką tortillę :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy blog. Super zdjęcia. Na pewno będę go częściej odwiedzała. :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię blogi podróżnicze. Świetny wpis. Bardzo podobają mi się zdjęcia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis, bardzo miło się to czyta. Dużo ciekawych, nowych informacji.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, świetny klimat :)
OdpowiedzUsuńPiękny kwitnący Wietnam :)
OdpowiedzUsuńPiękny kwitnący Wietnam :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog. Będę go odwiedzać częściej, ponieważ dodajesz bardzo ciekawe wpisy, z których można dowiedzieć się sporo rzeczy.
OdpowiedzUsuńSuper wpis. Kiedy dodasz następny?
OdpowiedzUsuńInformacje są po prostu ciekawe. Lubie odwiedzać Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńTakie informacje mogą przydać mi się w przyszłości.
OdpowiedzUsuń____
https://krukam.pl/
Nie wiedziałem, że tak to wygląda wszystko.
OdpowiedzUsuńInteresujące informacje zawiera Twój blog, ale ten wpis zrobił na mnie ogromne wrażenie.
OdpowiedzUsuńCiekawe informacje zawiera Twój blog.
OdpowiedzUsuńNie zdawałem sobie sprawy, że blogi mogą być tak ciekawe.
OdpowiedzUsuńInteresujące informacje. Zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy blog. Zawiera ciekawe informacje.
OdpowiedzUsuń